Szpitale publiczne zakończyły ubiegły rok z 9,6 mld zł długu, niespełna 2,2 mld zł to należności, których termin płatności minął. Te ostatnie, jak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, spadły kolejny rok, choć mniej niż dwa lata temu. Eksperci zwracają uwagę na to, że szpitale zmniejszyły długi wymagalne pomimo słabszej koniunktury.
Poprawa sytuacji nie była równomierna. Załamały się finanse szpitali ściany wschodniej, bo straciły one na sposobie podziału pieniędzy NFZ między województwa. Szpitale Dolnego Śląska i Lubuskiego, które należały do najbardziej zadłużonych, skorzystały z programów naprawczych i pomocy samorządów. Zobowiązania tych placówek spadają.
– Wydawało się, że w zeszłym roku, gdy niewiele wzrosły wpływy do systemu publicznego, zadłużenie powinno się zwiększać, a ono malało – mówi Andrzej Sośnierz, były szef NFZ i poseł PJN. – W 2008 roku, gdy Fundusz miał znacząco więcej pieniędzy, szpitale zwiększyły swój dług o prawie pół miliarda złotych.
Według Sośnierza fakt, że zadłużenie od kilku lat oscyluje wokół 9,6 mld zł, oznacza, iż szpitale starają się bardziej oszczędzać w latach, gdy mają mniej pieniędzy, za to folgują sobie, gdy mają więcej. Jego zdaniem część szpitali, które są w dobrej kondycji finansowej (a tych jest ponad połowa), zwiększała swoje zadłużenie, bo brała kredyty w ramach inwestycyjnych programów unijnych.
Adam Kozierkiewicz, niezależny ekspert, uważa, że dane te pokazują, jak zróżnicowana jest sytuacja w ochronie zdrowia i jaki wpływ na kondycję szpitali może mieć zaangażowanie samorządów jako właścicieli.