Półtora roku potrzebował sąd dyscyplinarny, by prawomocnie ukarać prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku za rozmowę telefoniczną z „pracownikiem" Kancelarii Premiera. Inny z sądów prawie dwa lata zajmował się sędzią, która doprowadziła do przedawnienia karalności w mafijnej sprawie, a kolejny kilkunastu miesięcy na ukaranie sędziego, który jechał pod wpływem alkoholu i zrobił awanturę policjantom.
To zbyt długo – przyznają sami sędziowie, ale o zmianie przepisów słyszeć nie chcą. Do zaostrzenia jednak dojdzie nawet bez aprobaty środowiska. Ministerstwo sprawiedliwości i senatorowie przygotowują projekty, w których chcą określić, jak przyspieszyć takie sprawy.
Czas to niejedyny problem. Okazuje się, że sędziowskie sądy dyscyplinarne nie są surowe. Upomnienia i nagany to najczęściej orzekane kary. W 2010 r. sędziowie dostali 20 upomnień i 13 nagan; w 2011 r. 22 upomnienia i 15 nagan, a rok później odpowiednio 25 i 15. W tych samych latach orzeczono zaledwie po dwie–trzy kary wydalenia z zawodu. Z danych Krajowej Rady Sądownictwa wynika, że w 2012 r. wpłynęły do niej sprawy dyscyplinarne 101 sędziów.
Szybka kara
Zasadę szybkiej i nieuchronnej kary jako jedynej skutecznej stosuje się również do kar dyscyplinarnych.
– Wielu z sędziów, którzy popełnią błąd, chciałoby szybko zamknąć ten etap życia zawodowego i wrócić do normalnej pracy – mówi Jędrzej Rylski, socjolog społeczny.