Prywatne spotkania z mistrzami

Wystawa „Od Moneta do Picassa. Kolekcja Batliner” gromadzi tłumy. Muzeum Albertina otrzymało w stały depozyt około 500 dzieł zgromadzonych przez prywatnych kolekcjonerów z Liechtensteinu

Aktualizacja: 02.01.2008 13:00 Publikacja: 02.01.2008 01:05

Pablo Picasso "Kobieta w zielonym kapeluszu", 1947 r. Albertina Museum

Pablo Picasso "Kobieta w zielonym kapeluszu", 1947 r. Albertina Museum

Foto: Rzeczpospolita

W pierwszej odsłonie przedstawiono prace powstałe od końca XIX do połowy XX wieku, w porządku chronologicznym. To kilkadziesiąt lat największych zmian w sztuce, wspaniała okazja do repetycji z jej historii, zwłaszcza że wszystkie nazwiska z górnej półki.

Introdukcję stanowią „Nenufary” Claude’a Moneta z 1919 roku. Stary malarz stworzył dziesiątki ich wariantów. To jedna z tych niepokojących kompozycji, których datę powstania można by uważać za pomyłkę. Dzieło genialne, zda się, bezpośrednio sąsiadujące w czasie z ekspresyjną abstrakcją.

Na wystawie zwróciłam uwagę na widzów z Francji i Rosji, którzy przyszli nacieszyć się dokonaniami rodaków.

Przed pastelowym portretem małej Elisabeth Maitre autorstwa Pierre-Auguste’a Renoira (dziełko wczesne, z 1879 roku, ale już mistrzowskie, trafnie oddające wdzięk i temperament modelki) długo stała młoda francuska matka z dwojgiem dzieci.

– Narysuj mi to – prosił mamę chłopczyk, podczas gdy jego siostra usiłowała po swojemu zinterpretować „Dwie tancerki” Edgara Degasa, wspaniały pastel z 1905 roku. Zastanawiałam się, co robi większe wrażenie – niematerialne tiule tandetnych spódniczek czy „struktura” ruchu baletnic? Jedno i drugie nie do podrobienia.

W sali z rosyjską awangardą usłyszałam głośne rozmowy w języku Rodczenki. Przysłuchałam się, w jaki sposób troje młodych ludzi komentowało prace El Lissitzky’ego. – To Żyd, Niemiec, nie nasz – usłyszałam. Szokujące. Paradoksalnie, do Chagalla nie mieli zastrzeżeń. Bo to „takie ładne, poetyckie”.

Artyści zawsze byli nomadami przyznającymi się do wielu ojczyzn lub ojczyzny pozbawionymi. W kolekcji Batliner jest wiele tego przykładów.

Choćby Alexei von Jawlensky, jeden z moich ulubionych artystów. Przejmujący, zarazem wyzywająco piękny, dekadencki. Rosyjski arystokrata związany z francuskim fowizmem i niemieckim ekspresjonizmem. „Młoda dziewczyna w kapeluszu z kwiatami” (1910) to doskonały przykład stylu Jawlensky’ego, który „widział Matisse’a oczyma Rosjanina”. Klasyczna równowaga linii i najostrzejszy z możliwych kontrast barw – czerwieni i zieleni. Ale tak wyważony, że również tworzy harmonię. Do tego zadziwiające uduchowienie twarzy o wschodnich i szlachetnych rysach.

Przy tej damie „Kobieta o błękitnych oczach” Keesa van Dongena wydaje się zwykłą kokotą. Praca pochodzi z 1908 roku, choć trudno w to uwierzyć. Modelka to prawie prototyp Barbie, mimo demonicznie czarnych warg. Dongen był kolejnym artystą, który zmienił ojczyznę: Holender, od 20. roku życia zamieszkały nad Sekwaną. Najpierw impresjonista, potem fowista, następnie członek Die Brücke, w okresie międzywojennym modny malarz salonowy. Pod koniec długiego życia (zmarł w 1968 roku, w wieku 91 lat) – zapomniany. Przykład talentu zabitego powodzeniem.

Drugie obok Moneta nazwisko pojawiające się w tytule pokazu to Picasso. Tego artysty nigdy dość, zwłaszcza gdy można obserwować ewolucję jego stylu. A raczej wyzwolenie od konwencji. „Kobieta w zielonym kapeluszu” z 1947 roku ma jedno oko na nakryciu głowy, drugie na twarzy. Przez długie lata takie rozwiązanie bulwersowało, a przecież to żadne szaleństwo, naprawdę duże rondo zakrywa oczy elegantek! Namalowany 20 lat później „Akt z ptakiem i flecistą” już mało kogo drażnił, choć powinien. Scena jest obyczajowym wyzwaniem tak zręcznie przedstawionym, że prawie nie zauważa się pokazanej na pierwszym planie intymnej części nagiej pani.Przeciwieństwem tej pogańskiej sceny jest „Świątynia” Marka Rothki. Od dawna uchodzi on za boga uduchowionej abstrakcji. Dziś jeden z najdroższych współczesnych twórców. Amerykanin rosyjsko-żydowskiego pochodzenia, w przededniu sukcesu (w 1970 r.) popełnił samobójstwo. Jego „Szafran”, młodszy od wspomnianego dzieła Picassa o dziesięć lat, to obraz, koło którego nie sposób przejść obojętnie. Płótno promieniuje. Niby nic szczególnego: trzy równoległe pola żółci oddzielone subtelnymi cieniowaniami. A jednak kryje się w tym jakaś świętość.

Na koniec konkluzja: nastała epoka upubliczniania tego, co dotychczas trzymano pod kluczem. To jeden z najważniejszych trendów we współczesnym zachodnim wystawiennictwie. Od kilku lat mnożą się wielkie pokazy prywatnych skarbów organizowane pod auspicjami najbardziej prestiżowych państwowych instytucji, a nazwiska właścicieli pojawiają się w tytułach wystaw.

Niesie to wielostronne korzyści. Publiczność dostaje nowości, wzrasta frekwencja w galeriach, kolekcjonerzy pławią się w glorii (nawet w Polsce pojawiły się jaskółki: swymi zbiorami podzielili się z widownią Grażyna Kulczyk, Krzysztof Musiał, Andrzej Starmach, by wymienić najważniejsze i najbardziej aktualne wystawy). Bywalcy muzeów nasycili się już bowiem skarbami gromadzonymi przez wieki w świątyniach sztuki i sklasyfikowanymi w przewodnikach.

A artyści stworzyli znacznie więcej ponad to, co trafiło do muzeów. Może także arcydzieła, na których nie poznali się nabywcy sprzed lat? I to właśnie sprawia, że nieznane dotąd publiczności prywatne zbiory stają się hitami.

Wystawa czynna do 8 kwietnia 2008 r.

Rita i Herbert Batliner mieszkają w Księstwie Liechtensteinu, w Vaduz. Sztuką zainteresowali się pół wieku temu. Dziś są właścicielami jednej z najpełniejszych i najlepszych artystycznie kolekcji europejskiej sztuki XX wieku. Zwłaszcza bezcenny jest ich zbiór rosyjskiej awangardy z lat 1905 – 1935. Początkowo koncentrowali się na twórczości Pabla Picassa (dziś mają ponad 40 jego płócien, rzeźb i rysunków). Herbert Batliner (ur. 1928 r.) jest prawnikiem, dyplomatą i prominentną osobistością w rodzinnym kraju oraz w Austrii, z której pochodzi jego żona. Był przewodniczącym Trybunału Konstytucyjnego i generalnym konsulem w Austrii; jest doradcą Papieskiej Akademii w Watykanie.

Jedno z najważniejszych europejskich muzeów. Słynie ze wspaniałych zbiorów dzieł na papierze z różnych epok: ok. 65 tys. rysunków i milion grafik. Od 1999 r. w Albertinie otwarto dział fotografii. Instytucja, tak jak sam budynek, otrzymała nazwę po księciu Albercie Saxen-Teschen, który pod koniec XVIII w. wzniósł pałac i zgromadził w nim ok. 30 tys. obiektów sztuki.

W 1919 r. pałac i zbiory przeszły na własność państwa austriackiego. Rok później do kolekcji dołączono zasoby dawnej cesarskiej biblioteki. W 1921 r. całości nadano miano Albertiny. Oryginalny budynek został zbombardowany w 1945 r. Szczęśliwie ocalała kolekcja przez kilkadziesiąt lat prezentowana była poza siedzibą. Nowoczesną Albertinę otwarto w 2003 roku. Od tego czasu przyjmuje co roku ok. miliona gości.

W pierwszej odsłonie przedstawiono prace powstałe od końca XIX do połowy XX wieku, w porządku chronologicznym. To kilkadziesiąt lat największych zmian w sztuce, wspaniała okazja do repetycji z jej historii, zwłaszcza że wszystkie nazwiska z górnej półki.

Introdukcję stanowią „Nenufary” Claude’a Moneta z 1919 roku. Stary malarz stworzył dziesiątki ich wariantów. To jedna z tych niepokojących kompozycji, których datę powstania można by uważać za pomyłkę. Dzieło genialne, zda się, bezpośrednio sąsiadujące w czasie z ekspresyjną abstrakcją.

Pozostało 91% artykułu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl