Z archiwum "Rzeczpospolitej"
Urodził się 28 czerwca 1577 roku w Westfalii. Jego ojciec - antwerpski prawnik wyznania protestanckiego - udał się tam w obawie przed prześladowaniami. Po jego śmierci matka i 10-letni Peter Paul wrócili do Antwerpii. Tu chłopca ochrzczono w kościele katolickim. Gruntownie wykształcony - m.in. władał pięcioma językami i łaciną - uczył się malarstwa u van Noorta, Verhaechta i italianisty van Veena. Tytuł mistrzowski uzyskał w 1598 roku. Dwa lata później wyruszył do Włoch, na służbę u książąt Mantui. Vincenzo Gonzaga zlecał mu wykonanie kopii arcydzieł włoskiego renesansu, dzięki czemu dokładnie się z nimi zapoznał. Odwiedził Rzym, Genuę i Wenecję; zachwycił go Tycjan, pod wpływem którego ukształtował się jego wczesny styl. Realizował też zlecenia dla kościołów. W 1603 roku Gonzaga wyprawił go do Hiszpanii z darami dla króla Filipa III. Do Antwerpii wrócił pięć lat później, na wieść o śmierci matki. Arcyksięstwo Ferdynand i Izabella, sprawujący we katolickich Niderlandach władzę z ramienia Habsburgów. oferowali mu posadę malarza nadwornego. Powierzali mu również liczne misje dyplomatyczne, m.in. prowadził pokojowe negocjacje między hiszpańskimi Niderlandami a Republiką Holenderską (1625) oraz między Anglią a Hiszpanią. W dowód zasług król Karol I nadał mu tytuł hrabiowski. Aby podołać zewsząd napływającym zamówieniom, zorganizował znakomicie prosperującą pracownię, produkującą tysiące "Rubensów".
W życiu osobistym także mu się dobrze wiodło. W 1610 roku ożenił się z elegancką Izabellą Brandt, z którą miał trójkę dzieci. Owdowiały, poślubił Helenę Fourment, piękność młodszą o 37 lat, która dała mu dwoje potomków. Przeżył z nią ostatnie 10 lat życia, głównie w posiadłości ziemskiej de Steen. Tam też zmarł 30 maja 1640 roku
Nie tylko talent i wydajność
Przypisuje się mu ponad dwa tysiące obrazów, dziesiątki kartonów z projektami tkanin, setki rysunków - jedne robione z własnej potrzeby, inne przeznaczone do rytowania - a także szkice architektoniczne i projekty dekoracji miejskich. Ale wielki talent i wyjątkowa wydajność to nie wszystko. Nigdy przed nim nie pojawił się w Niderlandach artysta tej miary - równie dobrze wyedukowany, wychowany, obsadzony na właściwym stanowisku, posiadający za patronów i mecenasów ludzi postawionych najwyżej w państwie. Wszystkie okoliczności zdawały się Rubensowi sprzyjać. Kościół katolicki potrzebował żarliwego wyznawcy, który nadałby kontrreformacji ludzkie i artystycznie przekonujące oblicze. Władze świeckie Flandrii szukały twórcy zdolnego stworzyć nowy plastyczny styl epoki, łączący splendor korony z religijnym zaangażowaniem. Rubens okazał się predestynowany do tych zadań.
Pod każdym względem - dziecko szczęścia. Przystojny, ujmujący, o dworskich manierach, obdarzony równie wysoką inteligencją, jak i plastycznym talentem. Natura wyposażyła go w niezwykłą energię oraz podzielność uwagi: wstawał o 4 rano, malował przez cały dzień, jednocześnie dyktując listy i konwersując z gościem, który odwiedził go w pracowni. A w jego antwerpskim pałacu, którego specjalnie zaprojektowaną część zajmowała słynna kolekcja dzieł sztuki, pojawiali się przybysze z różnych krajów. Jedni zwabieni ciekawością, inni zainteresowani złożeniem zamówienia na dzieło.