Nie dajcie się zwieść tytułowi wystawy w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie. „Rosyjska awangarda z kolekcji Żerlicynów i Żarskich" to w większości malarstwo, które za awangardowe uchodziło 50 lat temu lub wcześniej, a od lat trafia na kubki, papeterie czy ścienne kalendarze. Ta sztuka stała się częścią mieszczańskich salonów.
Scenki rodzajowe
Czy za awangardę można uznać dziś rodzajową scenkę Natalii Gonczarowej przedstawiającą swaty gdzieś na rosyjskiej wsi? Malowany realistycznie, choć w dużym uproszczeniu, w stylistyce kolorystów, Żyd grający na skrzypcach i tęsknie rozmarzona dziewczyna to kwintesencja fowizmu, który dał początek nowoczesnemu malarstwu.
A może awangardą jest martwa natura z kieliszkiem, owocami i talerzami Nadieżdy Udalcowej? Artystka, która zaczynała jako współpracownica Tatlina, tutaj jest wyraźną epigonką Cezanne'a, czego zresztą nie ukrywała. To może profilowy portret Władymira Lebiediewa? Płasko malowany hołd dla renesansowych płócien, przede wszystkim dla „Portretu małżonków Montefeltro" Piero dela Francesca.
Artyści awangardy, na których powołują się organizatorzy wystawy, byli przekonani, że abstrakcyjna forma, prosta konstrukcja i nowoczesny materiał są bezpośrednią treścią ich sztuki. Realizm ich zdaniem charakteryzował sztukę burżuazyjną, a abstrakcja miała służyć proletariatowi w budowaniu jego klasowej świadomości.
Inny Malewicz
Takiej sztuki w Sopocie jest bardzo niewiele. „Kompozycja abstrakcyjna z zielonym kołem" Niny Kogan, kolażowy „Sen" Aleksandra Bogomazowa. No i dzieło samego Kazimierza Malewicza. Kobieta stoi w nieokreślonym pejzażu, nie wiadomo, czy przodem czy tyłem do widzów. Jest rozpołowiona na biel i czerń, jakby kolorystyka została zaczerpnięta ze słynnego obrazu „Czarny kwadrat na białym tle".