Carta mundi w Kassel

Documenta 13 przywracają wiarę w sztukę jako metodę wyobrażenia sobie świata na nowo

Publikacja: 22.07.2012 19:00

„Leaves Of Grass, 2012", Geoff Rey Farmer

„Leaves Of Grass, 2012", Geoff Rey Farmer

Foto: Reuters/Forum, Ralph Orlowski Ralph Orlowski

To nie wystawa, lecz nadwystawa. Odbywa się raz na pięć lat, ma ogromny prestiż, uchodzi za najważniejszy cykliczny pokaz sztuki w Europie. A jednak trwająca obecnie 13. edycja Documenta zdołała przerosnąć oczekiwania. Jest zakrojona na utopijną skalę, wizjonerska. Amerykański krytyk Steven Madoff nazwał ją najważniejszą ekspozycją XXI wieku. Jeżeli przesadził, to niewiele.

Wystawa totalna

Założę się, że nikt nie widział Documenta  w całości. Może z wyjątkiem Carolyn Christov-Bakargiev, która przygotowała ten niezwykły pokaz. Amerykańska kuratorka zrobiła wystawę totalną. Uczestników jest ponad 300; wielu zamiast prac pokazuje całe wystawy, kolekcje, złożone narracje. Dość powiedzieć, że najdłuższy film – eksperymentalne dzieło Nanniego Balestrini – trwa  2400 godzin, sto dni i nocy, czyli dokładnie tyle, ile trwają Documenta.

Te zaś rozlewają się na całe miasto. Ich źródło bije we Fridericianum, jednym z pierwszych publicznych muzeów w Europie. Stamtąd wystawa płynie przez Muzeum Braci Grimm i Muzeum Historii Naturalnej, przez galerie i pustostany, opuszczone sklepy i przepiękny XVIII-wieczny ogród Karlsaue. Podążając z nurtem Documenta, trafiamy na skłoty i na stację kolejową, na podwórka kamienic, do podupadłych hoteli i na publiczne place. Wystawa właściwie nie ma końca. Pełno w niej momentów, w których sztuka płynnie przechodzi w rzeczywistość (lub odwrotnie). Na zarośniętym peronie dworca kolejowego ni stąd, ni zowąd dobiega muzyka. W parku szepczą głosy, wśród drzew majaczy zjawa, która okazuje się pracą Apichatponga Weerasethakula. W sali na zapleczu starego hotelu panuje nieprzenikniony mrok, ale słychać głosy i tupot nóg – ktoś tu śpiewa i tańczy. To praca Tino Sehgala. Jego dzieła to sytuacje, których tworzywem są żywi ludzie. Kiedy oczy przyzwyczają się do ciemności, okazuje się, że pomieszczenie jest pełne ludzi. Którzy są jednak „zaprogramowanymi" przez Sehgala performerami, a którzy biernymi widzami? Dziewczyna, która jeszcze przed chwilą stała zupełnie spokojnie, nagle zaczyna śpiewać, ktoś błąka się po omacku pomiędzy tańczącymi postaciami. Performance trwa cały dzień bez chwili przerwy, zmieniają się tylko tancerze i widzowie.

Documenta 13 podszyte są marzeniem o wystawie, która obejmowałaby wszystko – jak w opowiadaniu Borgesa opisującym mapę świata w skali 1:1. Miasto jest wystawą, a wystawa miastem, ale nawet gdyby ktoś jakimś cudem zdołał doświadczyć wszystkich zdarzeń artystycznych, które dzieją się w Kassel, pozostają jeszcze inne miejsca – Kabul, Kair i Banff. Documenta 13 dzieją się bowiem równolegle również w tych trzech odległych miejscach. Świadomość, że akcja toczy się na czterech kontynentach równocześnie, rozszerza pole widzenia – nawet jeśli ciałem pozostajemy w Kassel, to myślą kierujemy się ku światu.

(Nie tylko) polityka, głupcze!

Naprzeciwko klasycystycznego gmachu Fridericianum rozbili namioty kontestatorzy z ruchu Occupy; wywieszają transparenty, koczują, gotują, dyskutują. Kilka przecznic dalej stoi Dom Hugenotów, budynek z początku XIX w., do niedawna pustostan obracający się w ruinę. Amerykanin Theaster Gates – artysta, aktywista, urbanista i złota rączka w jednej osobie – zmienił go w żywą rzeźbę. Ta rzeźba przybiera postać skłotu – budynek został wyremontowany i ludzie już w nim żyją, budują komunę. Oto sztuka w akcji, powodująca realną zmianę w przestrzeni społecznej – zupełnie jak na Biennale w Berlinie, które Artur Żmijewski próbował przerobić w machinę do produkowania politycznych skutków. Czy Documenta 13 są polityczne? Oczywiście, ale perspektywa społeczna to tylko jeden z wielu punktów widzenia proponowanych przez Christov-Bakargiev. Nie wszystko da się opisać językiem socjologii, który w ostatnich dekadach podbił sztukę. Documenta 13 są zrobione bez dogmatu i to jeden z ich największych atutów. Obraz świata, który otrzymujemy, jest wielowymiarowy: oglądamy go przez pryzmat historii i estetyki, nauki i tego, co irracjonalne, humanizmu i natury. Do głosu dopuszczona zostaje nawet pozornie niema materia nieożywiona...

Pustelnie artystów

W zabytkowym parku Karlsaue rozsianych jest kilkadziesiąt prowizorycznych domków kempingowych. W każdym wystawia inny artysta, każdy mieści osobny mikrokosmos. Na tym także polega siła Christov- Bakargiev. To kuratorka, która wierzy w twórców – niekoniecznie w artystów w ścisłym sensie, lecz właśnie w ludzi, którzy coś tworzą. Wśród uczestników Documenta roi się co prawda od gwiazd. Publiczność z zapartym tchem ogląda nową pracę Williama Kentridge'a, wyświetlany z kilkunastu projektorów spektakl z pogranicza animacji, teatru cieni i onirycznej procesji. Widzowie szukają świeżych realizacji Paula Chana, Francisa Alysa, Goshki Macugi, zagłębiają się w makabryczne i fascynujące muzeum Kadera Attii, który szuka nieoczywistych związków między afrykańską rzeźbą, kolonializmem i obliczami żołnierzy I wojny światowej, potwornie zdeformowanymi przez rany. Na Documenta nie brakuje jednak również postaci, których działalności nie da się zmieścić w wąsko pojętej kategorii sztuki. Na przykład Alexander Tarakhovsky, który prezentuje na wystawie swoje badania z dziedziny genetyki, czy Korbinian Aigner, niemiecki duchowny, dysydent, więzień obozu koncentracyjnego, oraz, last but not least, hodowca jabłek. Aigner krzyżował różne ich gatunki. Pozostawił po sobie tysiące obrazków – portretów jabłek. Z pozoru wszystkie są jednakowe. Zawsze ten sam format, ten sam motyw, w tym samym ujęciu – przez całe dekady. A jednak każde jabłko jest inne – i właśnie ta różnica była przedmiotem fascynacji księdza sadownika, który malował (nie fotografował!) indywidualność owoców.

Wybory Christov-Bakargiev są nieoczywiste, idą w poprzek historii sztuki, geografii i kulturowych podziałów, nie mieszczą się w obowiązujących trendach. Kuratorzy mają tendencje do upychania sztuki w ramy swoich dyskursów, do traktowania dzieł jak puzzli w układance. Christov-Bakargiev potrafi jednak wycofać się z pozycji „nadartystki". Zostawia uczestnikom swobodę ruchu i mnóstwo przestrzeni; Documenta stają się opowieścią szkatułkową, wystawą złożoną z mnóstwa indywidualnych wystaw.

Wiara kuratorki w twórczość jest zaraźliwa. Sztuka zbyt często jawi się jako pusta gra, festiwal konceptów na artystycznym targowisku, luksusowa rozrywka elit albo, co równie zniechęcające, politycznie poprawna publicystka i propaganda. W Kassel można jednak na nowo w nią uwierzyć; tu sztuka znów próbuje opowiedzieć świat.

Wiatr i mózg

Documenta są gęste od znaczeń, narracji, ale na początek witają widza pustką. Zwiedzający wkraczają do Fridericianum i ze zdziwieniem odkrywają, że w wielkich salach na parterze właściwie nic nie ma. Chociaż nie, coś jednak jest. Przez puste przestrzenie wieje wiatr. To nie wentylacja, lecz praca Ryana Gandera – sztuczna bryza, która delikatnie popycha publiczność w głąb wystawy. Kto da się porwać powiewowi, trafi do sali, którą Christov-Bakargiev nazwała „Mózgiem". Na małej przestrzeni tłoczą się tu przedmioty niczym myśli w czyjejś głowie. Są wśród nich neolityczne figurki, które liczą sobie 5000 lat. Są surrealistyczne obiekty Mana Raya. Są także fotografie muzy surrealistów, artystki i reporterki wojennej Lee Miller. Niektóre z nich to autoportrety, jak te z roku 1945, kiedy artystka fotografuje się w świeżo zdobytym Monachium, w mieszkaniu Hitlera. Miller kąpie się w jego wannie, bawi się kosmetykami Evy Braun. Niektóre przedmioty, jakie zabrała wówczas z apartamentu wodza III Rzeszy, znalazły się na tej wystawie – razem z rzeźbami, obrazami, listami czy dziwną bezkształtną rzeczą, która okazuje się szczątkami eksponatów z Muzeum Narodowego w Bejrucie, stopionymi w jedną masę po wybuchu bomby... „Mózg" jest uwerturą do Documenta 13 – kolekcją eksponatów, w której krzyżują się różne porządki rzeczywistości. Jeżeli ta wystawa, która próbuje ogarnąć „wszystko", ma jakiś motyw przewodni, to są nimi rzeczy. Wykonane ręką ludzką i stworzone przez naturę, mające status dzieł sztuki i znalezione, stare i nowe, okaleczone przez wojnę i przemoc, rzeczy zapomniane i znów odkryte, osobliwe, piękne, straszne, niosące znaczenia, naznaczone śladem czyjejś myśli.

W rzeczywistości, która coraz bardziej się dematerializuje zmienia w strumienie informacji płynące przez wirtualne przestrzenie, Christov- Bakargiev stawia na materialność, na rzeczy. Proponuje, aby traktować je z uwagą, szacunkiem, ba! – jako nie mniej ważne niż my sami. Dlaczego? Ponieważ z nich zbudowany jest świat, w którym żyjemy. Documenta 13 napędza holistyczna wizja, w której życie, materia nieożywiona, natura, kultura, rzeczy i ludzie są częścią jednej całości. Już sama próba wyobrażania sobie świata w ten sposób zasługuje na uwagę.

Documenta 13 , Kassel, Niemcy, do września, www.d13.documenta.de

To nie wystawa, lecz nadwystawa. Odbywa się raz na pięć lat, ma ogromny prestiż, uchodzi za najważniejszy cykliczny pokaz sztuki w Europie. A jednak trwająca obecnie 13. edycja Documenta zdołała przerosnąć oczekiwania. Jest zakrojona na utopijną skalę, wizjonerska. Amerykański krytyk Steven Madoff nazwał ją najważniejszą ekspozycją XXI wieku. Jeżeli przesadził, to niewiele.

Wystawa totalna

Pozostało 96% artykułu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl