Co Kossak zawdzięcza arabom

Pierwszy wspólny pokaz familii Kossaków w sopockiej Państwowej Galerii Sztuki.

Aktualizacja: 12.07.2016 07:05 Publikacja: 11.07.2016 18:19

Juliusz Kossak, Grenadier z 1820 roku

Foto: PBS/materiały prasowe

Lepszego prezentu w sezonie letnim Sopot nie mógł dostać. Tłumy w dwa pierwsze dni po wernisażu dowiodły, że „Kossakowie" to strzał w dziesiątkę.

Prezentacja z muzealnym rozmachem 208 prac wypożyczonych z kilkunastu instytucji i prywatnych kolekcji. Niepowtarzalna okazja porównania skali talentów i wzajemnych wpływów słynnej „dynastii" malarskiej. Kuratorską opiekę powierzono Stefanii Krzysztofowicz-Kozakowskiej, historyczce sztuki, której tematyka wystawy i epoka są szczególnie bliskie.

Zresztą, nie ona jedna ma słabość do dokonań Kossaków. Obok Matejki to z pewnością najlepiej znane w Polsce nazwisko. Tym większy wstyd, że krakowskie gniazdo rodu – dworek zwany Kossakówką – powoli zamienia się w ruinę...

Koń, jaki jest...

Największą przestrzeń zajmuje nestor rodu Juliusz (1824–1899). Parterowe sale wypełnia niemal w całości jego sztuka, z niewielkim aneksem. Otóż jeden z pokoi Juliusz dzieli z wnuczkami, Magdaleną Starzewską-Niewidowską, znaną pod pseudonimem Samozwaniec, oraz Marią Pawlikowską-Jasnorzewską. W gablotach z literackim dorobkiem genialnej poetki i ciętej jak giez Madzi znajdują się także historyczne powieści pióra ich kuzynki Zofii Kossak.

Tuż obok – ciekawostka: jedyny zachowany cykl akwarel autorstwa Leona, młodszego brata Juliusza, powstańca i sybiraka („Bitwy pod Somosierrą i Austerlitz").

Jednak główną atrakcją są araby. Nikt nie odmówi tym zwierzętom urody – i właśnie z racji gracji rozpanoszyły się w sztuce polskiej od romantyzmu. Obok Piotra Michałowskiego najbardziej zasłużony w „końskim temacie" był Juliusz Kossak, znawca i fan wierzchowców krwi arabskiej. Portretował je głównie na zamówienie właścicieli stadnin. Są wizerunki całopostaciowe (np. wspaniała teka z tuzinem najpiękniejszych okazów należących do Erazma Wolańskiego); są też konterfekty „twarzowe", czyli samego pyska. Niektóre podobizny dopełnia wykaligrafowany poniżej opis i rodowód zwierzęcia.

Za najpiękniejsze dzieło, zarazem dowód mistrzostwa autora, uważam „Stadninę przy wodopoju" (1857). Różne końskie maści, rozmaite ustawienie głów, uszów, ogonów... Cała paleta końskich zachowań.

Juliusz doskonale opanował akwarelę, technikę trudną, bo niepozwalającą na korekty. Z olejem też dobrze sobie radził, czego dowodem „Portret syna generała Hauke". Poważny kilkulatek dosiada wierzchowca, którego jabłkowita maść kontrastuje z jego ciemnym ubraniem.

To może spotkać się z nieprzychylnym przyjęciem obrońców praw zwierząt, mianowicie teka „Rok myśliwca Wincentego Pola". Każda z 12 kart ukazuje krwawą scenę, gdzie czworonożna lub fruwająca ofiara jest bez szans wobec wyposażonego w broń człowieka. Cóż, męska rozrywka, polska tradycja.

Z lasu do parku

Lepiej zmienić temat i teren – przejść z lasu do parku jakiejś zasobnej arystokratycznej rodziny. Tam można spotkać elegancko wystrojoną „Amazonkę" (1868) na białym rumaku, ku której pomykają dwaj dżentelmeni.

Wielbiciele koni przysięgają, że to bardzo uczuciowe zwierzęta. O przywiązaniu wierzchowca do jeźdźca opowiada wzruszający obraz „Wierny towarzysz" (1871): żołnierz padł na polu bitwy, a koń go nie odstępuje. Zda się – opłakuje kamrata.

Gigantyczny dorobek i niemały zarobek Juliusza tudzież coraz mocniejsza pozycja artysty w wyższych sferach utorowały Wojciechowi (1856–1942) drogę na salony. Okazał się błyskotliwym portrecistą dam i mężów z wielkiego świata. Świetna jest podobizna Teresy Sapieżyny (1911), uchwyconej w naturalnej pozie, bez idealizowania rysów modelki.

Za to nie można nie uśmiechnąć się na widok „Portretu córek w bryczce". Panienki mają tak nabzdyczone minki, że widać, jaką to łaskę wyświadczały tatusiowi, odrywając się od zabaw.

Oj, ten Wojciech! Uwodziciel, jakich mało – zarazem hojny mąż i ojciec, zapracowujący się, by zadowolić wszystkie kobiety, jakie przyszło mu utrzymywać lub obdarowywać. Aż czterokrotnie udawał się za ocean, by uzupełnić ubytki w kasie. Ślad tego widzimy na wystawie: między ułanami w czakach zaplątał się jeździec z innej bajki: wywijający lassem kowboj. Tak pan Wojciech dorabiał. Trzeba jednak przyznać, że trzaskał pędzlem ze swadą, swobodnie, w błyskawicznym tempie oddając ruch i dynamikę scen.

Dobrym przykładem malarskich umiejętności Wojciecha jest „Mała panorama racławicka" z 1893 roku: trzy szerokie kadry umieszczone jeden przy drugim, na styk (nomen omen, jeden kadr wykonał Jan Styka). Obydwaj przygotowali się starannie do monumentu, który można oglądać przy wrocławskim muzeum. Dostali nawet pozwolenie (byli z Galicji, potrzebowali paszportów) na jednodniowy pobyt w Racławicach, żeby naszkicować lokalny pejzaż. I spisali się zacnie.

Na koniec o dwóch najmłodszych przedstawicielach rodu. Karol (urodzony w 1896, dziesięć lat młodszy od kuzyna Jerzego) jest odkryciem pokazu. Zakochany w pejzażu Karpat Wschodnich, w huculskich obyczajach, wybudował dom w Tatarowie, lecz pomieszkał tam ledwo osiem lat: w 1943 roku domostwo strawił pożar, a dla Karola i rodziny zaczął się okres tułaczki.

Wreszcie – Jerzy. Trochę mi go żal... Nie nadążając z realizacją zamówień, ojciec zrobił z niego pracownika swej „fabryczki". Czy Jerzy cierpiał jako kopista Wojciecha? Śladów buntu jakoś nie widać.

Wystawa czynna do 2 października 2016 r.

Rzeźba
Rzeźby Abakanowicz wkroczyły na Wawel. Jej drapieżne ptaki nurkują wśród drzew
Rzeźba
Salvador Dalí : Rzeźby mistrza surrealizmu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne