W tytule wystawy przywołano Martina Lutra, największego reformatora Kościoła niemieckiego, oraz Bauhaus, eksperymentalną plastyczną uczelnię, działającą pomiędzy światowymi wojnami. To wiele mówi o charakterze ekspozycji. Traktuje ona o wywrotowcach. Z różnych dziedzin życia, od religii po sztukę. Są prawdziwymi bohaterami pokazu. Choć nie zawsze mieli wpływ na losy państwa, to umacniali pozycję Niemiec na kulturalnej mapie Europy.
Od 1517 roku, kiedy Luter w Wittenberdze ogłosił „95 tez”, do roku 1919, gdy otwarto Bauhaus, przez Niemcy przetoczyło się wiele burz. Zmieniał się kształt państwa (przez wieki osobnych księstw) i układy w polityce zewnętrznej oraz wewnętrznej. Aż do roku 1949, kiedy w kraju wprowadzono dwa ustroje i inaczej poprowadzono granice. Dziś dawne Niemcy Wschodnie leczą się z kulturalnych kompleksów wobec Zachodu. I trzeba przyznać, znakomicie im to wychodzi.
Przykładem obecna prezentacja. Do Warszawy trafiło ponad 300 eksponatów wypożyczonych z 25 muzeów z byłej NRD. To nie tylko dzieła sztuki, także przedmioty codziennego użytku, księgi, przyrządy naukowe i inne świadectwa dawnej świetności, bogactwa, otwartości na wszelkie cywilizacyjne innowacje.
Cały ten zróżnicowany „materiał wystawowy” zaaranżowany został w ośmiu komnatach Zamku Królewskiego. Bez podziału na gatunki, jedynie z poszanowaniem chronologii. To też istotny aspekt pokazu: oto po dwóch wiekach ścisłej specjalizacji w galeriach i muzeach, wracamy do XVI-wiecznej koncepcji kunstkamery, inaczej zwanej gabinetem osobliwości. Przypomnę, że w dobie renesansu i baroku co bardziej światli bądź tylko ambitni władcy i wielmoże gromadzili sztukę i dziwy natury w specjalnie urządzonych komnatach. Czego tam nie było! A jak szokująco zestawione!Kto chciałby poczuć aurę niegdysiejszych kunstkamer, temu proponuję spacer po zamkowej ekspozycji.
Zwiedzanie zaczyna się od… instrumentu muzycznego. Z przodu – wirginał (przodek klawesynu), z tyłu – skrzynia z szufladami; w nich – pionki do gier planszowych, przybory do czynności higienicznych i robótek ręcznych oraz apteczka. Z takim „praktycznym” obiektem wielkości fortepianu podróżowała księżna von Sachsen jeszcze w XVII wieku. Mężczyźni ze społecznego świecznika mieli inne rozrywki. Nawet w czasach pokoju chętnie kolekcjonowali szlachetną broń oraz przywdziewali zbroje paradne (przykład doskonałej płatnerskiej roboty – XVI-wieczna zbroja turniejowa z warsztatu Antona Peffenhausera). Nie gardzili też pięknymi naczyniami, szczególnie pucharami z ogromnych muszli. Złotnicy oprawiali je w złoto i klejnoty, grawerowali ich powierzchnie. Takie kielichy były właściwie bezużyteczne, za to prezentowały się imponująco obok innych gabinetowych gadżetów. Przykładem – przycisk do papieru w formie słonia z diamentami i szmaragdami