Katowice mi zaimponowały: Sophie Calle, Bill Viola, Tony Oursler, Nam June Paik, Mona Hatoum; Themersonowie, Zbig Rybczyński, Artur Żmijewski i Mirosław Bałka. Takiego zestawu tuzów na jednej wystawie nie pamiętam. Wydarzenie ważne nie tylko ze względu na prace – istotny też temat dotyczący mechanizmów zła.
Poza tym przedsięwzięcie „Labirynt pamięci. Oblicza zła 1939 – 2009” jest symptomatyczne. Od kilku lat ambitne kino i sztuki wizualne ze społecznym przesłaniem przenikają się, jednoczą. Zanika podział na film i plastykę, powstają wspólne imprezy i przeglądy. Dobrym przykładem – wrocławska Era Nowe Horyzonty. Na świecie tę tendencję widać jeszcze wyraźniej.
I odbywa się to w interesie obydwu dyscyplin. Nic tak nie sprzyja pobudzeniu zainteresowania jak zastrzyk świeżej krwi z innej dziedziny. Widownia powiększa się znacznie.
[srodtytul]Luz w galerii[/srodtytul]
Paradoksalnie nadmiar imprez kinowych może się obrócić przeciwko nim. Organizowane w różnych zakątkach kraju, nie wspominając o zagranicznych, wymagają nieustannego pielgrzymowania. Coraz trudniej wybierać z nadmiaru propozycji. Już nie dziesiątki, lecz setki filmów pojawiają się w festiwalowych ofertach. Ile godzin można przesiedzieć w ciemnej sali? Boli pewna część ciała, wysiada wzrok, percepcja nawala. A w galeriach luz. Można się przenosić od jednego obrazu do kolejnego; śledzić dwie, nawet trzy projekcje jednocześnie; oglądać całość albo fragment; porzucać całościenne projekcje dla plazm lub ekraników jak pudełko zapałek. Widz wybiera formę, pracę oraz pozycję, z której ogląda projekcje. Podłoga, pufy, gąbkowe leża – do wyboru. Takie możliwości oferują tylko galerie.