W świecie sztuki trwa wielkie nadrabianie zaległości. Kuratorzy, historycy przekopują zbiory, magazyny, pracownie w poszukiwaniu artystów zapomnianych, pomijanych, niedocenianych, marginalizowanych. Zapewne mają świadomość, że dotychczasowe hierarchie trudno będzie zmienić, ale też nie tylko o to chodzi. Dzieła mistrzów są w większości już w muzeach, a domy aukcyjne muszą coś sprzedawać. Muzea prześcigają się w przygotowywaniu atrakcyjnych wystaw, a nie każde stać na retrospektywę Hirsta czy Dürera. Wreszcie badacze uzupełniają białe plamy z historii sztuki, wydobywając z niebytu artystów pominiętych ze względu na płeć, zmieniającą się geografię artystyczną, niepasujących do XX-wiecznych -izmów. Każdemu zależy na dostarczeniu świeżej krwi do obiegu sztuki.
Wystawa „W cieniu mistrza" w warszawskiej Królikarni, oddziale Muzeum Narodowego, to efekt takiego procesu. Tytułowym mistrzem jest Xawery Dunikowski, w jego cieniu żyła i tworzyła Sara Lipska. On – wybitny rzeźbiarz pierwszej połowy XX wieku, uosobienie modernistycznego mitu artysty poświęcającego się sztuce.
Ona żydówka z Mławy, która przekonała swą ortodoksyjną rodzinę, by pomogła jej studiować rzeźbę. Spotykają się w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych. Kiedy ona wyjeżdża do Paryża w 1912 roku, ma 30 lat, czteroletnią córkę z rzeźbiarzem i wciąż trwający z nim romans. Do kraju już nie przyjedzie, a jej postać przypomina w Polsce 100 lat później Ewa Ziembińska.
Lipska projektowała dla Heleny Rubinstein (np. flakon do perfum), współpracowała z Siergiejem Diagilewem, twórcą Baletów Rosyjskich. Rzeźbi, maluje, przyjmuje zlecenia, np. na opracowanie wystaw butików. W latach 20. sama zakłada jeden z nich na Montparnassie, potem przenosi się na Champs-Elysees, lepszego adresu w Paryżu już nie ma. Przyjmuje francuskie obywatelstwo. W Królikarni Ziembińska pokazuje obrazy, rzeźby, kreacje, które sprzedawała, projekty scenografii, kostiumów do baletów i wnętrz (głównie dla Antoine'a Cierplikowskiego, słynnego paryskiego fryzjera i mecenasa sztuki).
Lipska nie była wybitną malarką, sprawnie poruszała się po modernistycznym idiomie, w jej pracach można znaleźć echa secesji, surrealizmu, fowizmu, ekspresjonizmu. Nie należy jednak do żadnego nurtu. Jako scenograf nie mogła konkurować z Leonen Bakstem, jej nieco baśniowe projekty raczej doskonale wpisywały się w estetykę zaproponowaną przez współtwórcę Baletów Rosyjskich. Jako rzeźbiarka była subtelnym psychologiem, starała się nie tylko formą oddać osobowość osoby, starannie dobierała też materiał. Portret jednej z rosyjskich arystokratek wykonała, łącząc drewno z ceramiką (ze względu na niezwykle delikatną urodę kobiety), zaś Artura Rubinsteina widziała w cemencie. Rzeźbi go zresztą w 1963 roku, w wieku 80 lat. Umrze 10 lat później. W Królikarni brakuje prac wybitnych, a jednak to wystawa ciekawa i współczesna.