W ważnych polskich publikacjach o gospodarce przestrzennej jako jeden z głównych celów określa się uzyskanie i ochronę ładu przestrzennego. Polski ustawodawca wskazuje, że jest to „takie ukształtowanie przestrzeni, które tworzy harmonijną całość oraz uwzględnia w uporządkowanych relacjach wszelkie uwarunkowania i wymagania funkcjonalne, społeczno-gospodarcze, środowiskowe, kulturowe oraz kompozycyjno-estetyczne”. Ład przestrzenny (obok zrównoważonego rozwoju) ma być punktem odniesienia, celem planowania przestrzennego.
W praktyce tak nie jest. Potwierdzają to tezy raportu Komitetu Przestrzennego Zagospodarowania Kraju PAN o ponadstandardowym polskim chaosie przestrzennym. Czyli ustawowe zdefiniowanie ładu przestrzennego nie pomaga. Czy można jednak je uznać za zupełnie bezużyteczne?
Czytaj więcej:
Polskie prawo planowania przestrzennego szczególnie negatywnie wyróżnia się na tle systemów europejskich. Warto jednak podjąć próbę odróżniania jego poszczególnych mechanizmów. Z jednej strony, przynajmniej do reformy z 2023 r., mieliśmy nieco postawiony na głowie układ instrumentów planowania przestrzennego na szczeblu gminnym – z nieproporcjonalnie dużą rolą decyzji o warunkach zabudowy (jak będzie po reformie, okaże się po uchwaleniu przez gminy planów ogólnych, a więc najszybciej po 2025 r.).
Można też wskazać liczne przypadki, w których wyrażano znacznie więcej empatii wobec preferencji indywidualnych inwestorów niż względem dobra wspólnego i prób szerszego zrozumienia celów zagospodarowania przestrzeni. Wyrazem tego jest również podejście niektórych sądów administracyjnych, dla których ład przestrzenny to pojęcie identyfikowane nader ogólnikowo. Bardzo często więc dla różnych podmiotów interpretujących przepisy to może jakiś komunistyczny relikt, a może jakiś wyznacznik estetyki, utrudniający ludziom życie.