Czołowe ugrupowania partyjne chyba uznały, że temat reformowania sądów nie jest najważniejszy dla wyborców. W każdym razie nie poszerza elektoratu.
Dwa najważniejsze środowiska zaangażowane w reformowanie sądów i krytykowanie pisowskich zmian – ugrupowanie Zbigniewa Ziobry, a z drugiej strony stowarzyszenia sędziowskie – w tej kampanii wyborczej znalazły się w cieniu.
Czytaj więcej
Ćwierć wieku temu SN wskazał, że nie można domagać się przed sądem spełnienia od polityków wyborczych obietnic.
Nie będę prorokował, ale jest raczej pewne, że ani lekko zarysowane w programie PiS, a trzymane od dawna chyba w szufladzie ministra Ziobry przetasowanie sądów i ograniczenie roli Sądu Najwyższego, jak i zapowiadana przez Koalicję Obywatelską weryfikacja kilku tysięcy sędziów z tzw. nowego nadania będą trudne do wykonania, niezależnie od tego, która opcja zacznie rządzić po wyborach. A sądy i sędziów czeka kolejne kilka lat zamieszania z udziałem pewnie coraz bardziej zmęczonej tym tematem Brukseli.
Zamiast przebudowywać całe sądownictwo, bo po co np. sądy pokoju, kiedy drobniejsze sprawy (o czym pisałem w tym miejscu wiele razy) mają być przekazane notariuszom, należałoby się skupić na Sądzie Najwyższego. To, co dzieli SN, to spór dla wielu absurdalny, polegający na nieuznawaniu przez sędziów ze starego nadania nowych, bez rekomendacji środowisk sędziowskich. Ich stowarzyszenia w czasie tego sporu włączyły się właściwie w walkę polityczną o kształt sądownictwa, ale także naszej demokracji, tyle że jeszcze w wyborach nie uczestniczą.