Tymczasem minister Barbara Kudrycka przedstawiała zarys reformy szkolnictwa wyższego, przeciwko któremu protestują najwybitniejsi polscy humaniści, a premier mówi: z wami czy bez was i tak to zrobimy.
Rzeczywiście, zdziwiła mnie trochę taka postawa Donalda Tuska. Premier zaszantażował nas na zasadzie: albo uznacie za słuszne to, co proponujemy, wtedy zwiększymy nakłady na naukę z budżetu państwa, a jeśli nie uznacie tego za słuszne, to i tak zrobimy to, co chcemy. Takie stawianie sprawy dyskusję czyni jałową. A przecież debata społeczna byłaby z korzyścią dla wszystkich. Ludzie czuliby się zobowiązani przestrzegać i szanować decyzje, w których podejmowaniu sami uczestniczyli. Wzmocniłoby to też związek pomiędzy państwem a społeczeństwem. Pewnie bywałyby sytuacje, w których rządzący musieliby się przeciwstawić opinii publicznej, powiedzieć: nie macie racji, dlatego że... Ale właśnie to „dlatego że”, czyli podanie argumentów, ewentualnych skutków reform jest kluczowe. Bo tylko ono może prowadzić do zmiany nastawienia ludzi.
Można odnieść wrażenie, że Donald Tusk oddala się od opinii publicznej i środowisk, które pomogły mu wygrać wybory, środowisk, a które Ludwik Dorn określił jako wykształciuchów. Mieliśmy już protest artystów przeciwko zniesieniu abonamentu, zamieszanie wokół pomysłów minister edukacji Katarzyny Hall, bunt humanistów w sprawie reformy szkolnictwa wyższego.
Co do ustawy medialnej i abonamentu, to debata publiczna trwa. Co do reformy szkolnictwa wyższego, to ciągle mam nadzieję, że minister Kudrycka tę dyskusję zainicjuje. Już jakoś ją zresztą rozpoczęła, spotykając się z protestującymi przeciw zniesieniu habilitacji. Trzeba też uczciwie przyznać, że to jedyna zgłoszona dotąd konkretna propozycja tego rządu. W innych sferach życia, które wymagają nawet pilniejszej regulacji, mamy ciszę. Dlatego cieszę się, że coś się ruszyło. Propozycje ministerstwa wymagają konsultacji środowiskowych i jestem przekonany, że do nich dojdzie.
Skąd ta pewność? Na konferencji premiera i minister Kudryckiej profesorowie nie zostali dopuszczeni do głosu.
O ile nie podobał mi się ton premiera, o tyle widzę, że zamysł reformatorski minister Kudryckiej jest taki, aby najpierw przedstawić gotowy projekt. Potem na jego temat zostanie wszczęta dyskusja. I dopiero ona będzie decydować o ostatecznym kształcie ustawy. Ani minister Kudrycka, ani jej współpracownicy w ministerstwie nie ignorują środowiska naukowego, co zdaje się pani sugerować. Poza tym wbrew moim kolegom profesorom uważam, że ten projekt nie jest wcale taki zły. Nie należę do zwolenników habilitacji. Dlatego wcale nie byłbym skłonny popierać apelu koryfeuszy naszej nauki, choć podpisali się pod nim ludzie, których szanuję. Najwyższa pora, aby cały ten system, narzucony przez totalitarny reżim PRL – np. mianowanie profesorów przez prezydenta czy habilitacje – zmienić. Wymogi habilitacyjne nie tylko nie gwarantują wysokiego poziomu, ale są barierą dla rozwoju nauki, która i tak jest u nas w opłakanym stanie. Sam mógłbym wskazać przypadki doktorów, których dzieła nie zasługiwały na habilitację, ale zostały przyjęte i uznane przez środowiskowe układy. Tylko w moim Instytucie Socjologii mogę wskazać co najmniej kilka takich przypadków.