[b]Rz: Pandemia grypy hiszpanki w latach 1918 – 1919 pochłonęła od 50 do 100 mln ofiar, a zachorowało na nią 500 mln ludzi na całym świecie. Stanowiło to 1/3 ówczesnej ludności. Obecna epidemia, podczas której – na razie – zachorowało ponad 300 osób, a kilkanaście zmarło, także jest określana mianem pandemii. Mamy do czynienia z zagrożeniem czy histerią?[/b]
[b]Joanna Heidtman:[/b] Nie możemy jeszcze mówić o histerii wśród społeczeństw. Ludzie zachowują się spokojnie. W trakcie mojej obecnej podróży do Francji po drodze widziałam nieliczne maski na twarzach ludzi, ale oceniam to jako wyraz ostrożności. Z całą pewnością niektóre osoby zmienią plany podróży, ale to rozsądne zachowanie. Podobnie jest z instytucjami, które odpowiadają za kontrolę zagrożeń w poszczególnych krajach – one powinny się przygotowywać na najgorszy rozwój wydarzeń. Chodzi o ograniczenie do minimum ewentualnych ofiar, nawet jeśli skala zjawiska okaże się mniejsza. A z tego, co słyszymy, tak się właśnie dzieje.
[b]Dlaczego używa się słowa „pandemia”, które oznacza epidemię obejmującą cały kontynent albo nawet cały świat?[/b]
Zdecydowanie można mówić o przesadnie histerycznym tonie pewnych wypowiedzi w mediach. Nadużywa się pewnych słów w pogoni za sensacją. Doskonale wiadomo, że w przeciętnym odbiorcy, który naoglądał się filmów katastroficznych, jest zaszczepiony lęk, iż w obecnych czasach wszystko rozprzestrzenia się szybciej niż jeszcze 100 lat temu. To jest oddziaływanie na podstawowe ludzkie lęki. Pewne słowa mówi się na wyrost, co może mieć szkodliwe rezultaty w przyszłości.
[b]Informowanie o zagrożeniu pandemią grypy może być szkodliwe?[/b]