Schować literki przed przedszkolakami

Na potrzeby obniżenia wieku szkolnego MEN przyjęło założenie, że wszystkie dzieci idące do pierwszej klasy mają być analfabetami. Nauczyciele przedszkolni zapowiedzieli jednak prowadzenie tajnych kompletów – piszą publicyści Karolina i Tomasz Elbanowscy

Publikacja: 21.09.2009 19:42

Przypatrzcie się dobrze: oto twarze czającej się IV RP (tutaj jeszcze z makijażem). (Karolina i Toma

Przypatrzcie się dobrze: oto twarze czającej się IV RP (tutaj jeszcze z makijażem). (Karolina i Tomasz Elbanowscy)

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Polskie przedszkola są właśnie po cichu przeobrażane w przechowalnie. Rozporządzenie o nowej podstawie programowej wprowadza praktyczny zakaz nauki czytania dla przedszkolaków, który co gorsza potwierdzają w publicznych wystąpieniach przedstawiciele Ministerstwa Edukacji Narodowej. Dekret przycina możliwości dzieci do wyimaginowanego, sztucznego formatu. A wypracowane przez dziesięciolecia osiągnięcia polskiej pedagogiki lądują w koszu ze ścinkami.

Nadrzędny cel, obniżenie wieku szkolnego, tak bardzo zdominował myślenie reformatorów oświaty, że aby go zrealizować, zignorowali wyniki badań, doświadczenie nauczycieli, zdrowy rozsądek i prawo dziecka do naturalnego rozwoju.

System edukacji przedszkolnej przeżył w latach 90. załamanie. Państwo zrzuciło dużą część odpowiedzialności za oświatę na władze lokalne, które kierowały się przede wszystkim rachunkiem ekonomicznym. To wtedy z mapy Polski zniknęła blisko połowa przedszkoli, likwidowanych masowo przez samorządy. Jeszcze kilka lat temu przedszkola zamykano np. w Gdańsku – notabene wiceprezydentem miasta do spraw oświaty była tam wtedy Katarzyna Hall.

Tej rozległej katastrofie towarzyszył, na zupełnie innej płaszczyźnie, pozytywny trend: do przedszkoli wprowadzono nowoczesne programy nauczania, by rozwijać talenty i zainteresowania dzieci. Nauczyciele poznawali nowe metody i byli wspierani przez metodyków. Dzięki temu nauka czytania odbywała się w sposób niezauważalny. Na tej samej zasadzie, gdy dziecko uczy się języka obcego, przebywając z osobami, które się nim posługują.

Doświadczeni pedagodzy już u czterolatków odkrywają zainteresowanie otaczającymi je napisami i gotowość do nauki czytania (tego obecna reforma wymaga od dzieci sześcioletnich). W wielu przedszkolach dzieci od początku uczą się rozróżniać swoje imię. Przedmioty znajdujące się w salkach dla maluchów opisane są hasłami: klocki, zegar, samochody. Sześcio- czy pięciolatki uczą się czytać w ruchu, tańcząc i śpiewając. Wiele dzieci uczonych takimi metodami po ukończeniu przedszkola potrafi już płynnie czytać. I co najważniejsze – ze zrozumieniem, gdyż są uczone czytania, a nie techniki czytania. Dzięki temu minimalizuje się również problemy dzieci z predyspozycjami do dysleksji.

Dobre efekty tych metod potwierdziły ogólnopolskie badania umiejętności sześciolatków, przeprowadzone przez Akademię Świętokrzyską. Raport akademii stwierdza też jednoznacznie, że dzieci uczą się i rozwijają o wiele lepiej w przedszkolach niż w oddziałach zerowych w szkole.

Reforma edukacji wprowadzana w tym roku przez MEN zamiast utrwalić dobre tendencje w nauczaniu i odtworzyć sieć przedszkoli w całej Polsce, degraduje je do roli placówek stricte opiekuńczych. Nowa, zubożona podstawa programowa dla przedszkoli ogranicza do 1/5 czas poświęcany na zabawy edukacyjne. Odejście od elastycznego podziału pracy odbiera nauczycielowi możliwości dostosowania zajęć do indywidualnych potrzeb wychowanków. W efekcie będzie więc hamować ich rozwój i marnować potencjał. To dziecko będzie się musiało dostosować do programu, a nie program do dziecka.

Pani minister Katarzyna Hall wielokrotnie powtarzała, że zmiany są konieczne, bo dzieci w pierwszej klasie się nudzą. Zamiast jednak zsynchronizować program zerówki i pierwszej klasy, podnosząc poziom kształcenia we wszystkich przedszkolach, wolała zlikwidować problem, eliminując z przedszkolnej podstawy programowej naukę liter. Wprowadzane z dnia na dzień zmiany uderzą również w tegoroczne siedmiolatki.

Na potrzeby obniżenia wieku szkolnego przyjęto założenie, że wszystkie dzieci idące do pierwszej klasy mają być analfabetami. W ten sposób cały rocznik dzieci, które rozpoczynają teraz szkołę, przeżywa edukacyjne deja vu. Program przewiduje dla nich uczenie czytania od początku. Zmarnowanie startu edukacyjnego całemu rocznikowi siedmiolatków przyszło pani minister z ogromną łatwością.

Nauczyciele przedszkolni zapowiedzieli podjęcie tajnych kompletów mimo krążących od września doniesień o urzędowych kontrolach nieuczenia. Stróże nowej podstawy w swojej gorliwości posuwają się do nakazów usunięcia z sal dla sześciolatków tablic z literkami. Wszystko po to, aby skuteczniej wpływać na rodziców, którzy przez trzy lata mają jeszcze wybór: zerówka czy szkoła.

W warszawskich podstawówkach zawisły specjalne plakaty propagandowe przedstawiające edukację szkolną dla sześciolatka w samych superlatywach. Siłowe wdrażanie nowego programu staje się narzędziem szantażu: „Nie posyłajcie dziecka do zerówki, bo niczego się nie nauczy”. Za to w pierwszej klasie sześciolatek będzie musiał nadgonić program dwóch lat, o czym propagatorzy reformy wolą nie mówić.

Niektórzy dyrektorzy, namawiając do wybrania szkoły, przekonują, że program pierwszej klasy jest odpowiednikiem dawnego programu zerówki, co oczywiście nie jest zgodne z prawdą. Rodzice często nie zdają sobie sprawy, że od sześciolatka wymagana będzie znajomość lektur i umiejętność kaligrafowania.

Paradoksalnie, nowy program przedszkolny eliminujący naukę liter wymaga od małych dzieci przyswojenia o wiele poważniejszych umiejętności. Wśród nich wyróżniają się dwie: „mówi płynnie i niezbyt głośno” oraz „podejmuje rozsądne decyzje”. Tak określone wymagania przerastają nie tylko możliwości pięciolatków, ale i wielu dorosłych, nie wyłączając samych autorów reformy.

[i]Autorzy są dziennikarzami, twórcami organizacji Ratuj Maluchy oraz Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców. [/i]

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości