Na pewno nie taka była intencja dolnośląskiego biznesmena. Ale skłócona, podzielona na PO i opozycję komisja po raz pierwszy działała zadziwiająco sprawnie. Ryszard Sobiesiak popełnił błąd, odpowiadając obstrukcją na każde pytanie. Posłowie, także ci z PO, poczuli, że świadek dąży do całkowitego zniszczenia ich autorytetu.
– Jako polski przedsiębiorca muszę codziennie radzić sobie w absurdalnym świecie sprzecznych przepisów pracowicie tworzonych przez posłów i zwalczać bezprawne decyzje podejmowane przez bezmyślnych urzędników opłacanych także z moich podatków – grzmiał Sobiesiak, nie zdając sobie sprawy z tego, że ustawia przeciw sobie całą komisję.
Przesłuchanie mocno przypominało próbę wyduszenia zeznań z Lwa Rywina w 2003 roku. I Rywin, i Sobiesiak ograniczyli się do wygłoszenia gniewnego – a Sobiesiak wręcz agresywnego – słowa wstępnego. A potem? "Odmawiam odpowiedzi" to fraza niemal identyczna u obu świadków. Z jedną istotną różnicą. Rywin miał już postawione zarzuty, więc mógł tak odpowiadać. Sobiesiak nie ma takiego statusu, więc popełnił błąd. Grozi mu teraz kara porządkowa (do 10 tys. złotych lub do 30 dni aresztu), dlatego po pewnym czasie zmienił odpowiedź na bezpieczniejsze "nie pamiętam".
Inną analogią jest niespodziewana solidarność komisji. Gdy pełnomocnicy Rywina żądali wyłączenia z przesłuchania dwóch posłów, komisja to odrzuciła. W czwartek podobnie – pełnomocnik Sobiesiaka chciał wyłączenia Zbigniewa Wassermanna. Wniosek przepadł, czym komisja dała jasny sygnał, że następnym świadkom nie będzie łatwo demolować jej skład.
Porównać też można zachowanie przewodniczących. Tomasz Nałęcz w lutym 2003 r. skutecznie spacyfikował zbyt ekspansywnych pełnomocników Rywina, za co został nagrodzony oklaskami dziennikarzy i pracowników Sejmu. W czwartek nie było braw dla Mirosława Sekuły, a szkoda, bo mu się należały, za to jak konsekwentnie oddalał kolejne wnioski pełnomocnika Sobiesiaka.