Na podobnej zasadzie od paru tygodni pasjami pochłaniam „Politykę" i czuje się bosko! Tylko w felietonach Daniela Passenta mogę wyczytać, że wprost nie wychodzę ze studia TOK FM, że TVN spełnia każdą moją zachciankę, a cała medialna prawica rozpycha się skutecznie łokciami niczym kiedyś Bill Gates na rynku komputerów. Tylko u Janiny Paradowskiej mogę smakować jej rzeczowe obserwacje, jak prawica zdominowała Internet, a Janicki & Władyka chwalą nas, że mamy nowoczesny przekaz oczywiście przy anachronicznych treściach.
Paweł Kowal, nowy lider PJN, może ze smutkiem obserwować, jak duet Joanna Kluzik-Rostkowska i Jan Filip Libicki zdewastował mu medialny efekt nowego przywództwa. W tę dwójkę jakby jakiś diabeł wstąpił. Mniejsza o Libickiego, który z łaski proplatformerskich dziennikarzy ma teraz swoje medialne pięć minut i właśnie żąda od PJN uznania, że nigdy nie było czegoś takiego jak dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego. Z o wiele większym zdumieniem obserwuję wyczyny sympatycznej niegdyś Joanny.
Dziś jest to jakaś walkiria antykaczystowskiej zemsty, która niczym niegdyś Churchill wobec Sowietów rzuca dziś hasło kordonu sanitarnego wokół PiS. W tym samym czasie, gdy gazetowowyborcza caryca Agnieszka Kublik wzywa, by PO jej nie brała na swój pokład za dawne pisowskie grzechy, Joanna wydzwania do niej i wypłakuje się na jej piersi, że lekceważy ją już nawet niedawny druh Paweł Poncyljusz.