W "Rzeczpospolitej" czytamy:
Sprawa związana jest z odsunięciem od śledztwa smoleńskiego prokuratora Marka Pasionka. Jego przełożeni z prokuratury wojskowej podejrzewali go o przekazywanie tajemnic postępowania mediom oraz funkcjonariuszom amerykańskich służb specjalnych. Zarzutów mu jednak nie postawiono, a sprawę niedawno umorzono.
Mecenas Jacek Kondracki, pełnomocnik reportera śledczego "Rz", nie ma złudzeń:
Sięganie po billingi to obejście prawa, które zabrania przesłuchiwania dziennikarza w celu ustalenia tożsamości jego informatora. A żądanie treści esemesów to naruszenie tajemnicy korespondencji. O takich rzeczach może decydować wyłącznie sąd, a daje się wyraźnie zauważyć eskalację ingerowania w tajemnicę dziennikarską w sposób niedopuszczalny w demokratycznych państwach prawa.
Ale problemu nie widzą wojskowi śledczy. Ich zdaniem prawo nie zostało złamane i mogą korzystać z billingów dziennikarzy. Płk Mikołaj Przybył z Wojskowej Prokuratury Okręgowej zapewnia: