Jak byłem w PiS, 30% narodu uważało mnie za wyśmienitego posła i wybitnego polityka. Publicyści, którzy dziś na mnie plują i odsądzają od czci i wiary, przeprowadzali ze mną wywiad – rzekę. Blogerzy pisowscy piali z zachwytu pod każdą moją notką. Kiedy Jarosław Kaczyński, po napisaniu przeze mnie listu otwartego, usunął mnie z delegacji PiS w PE wszystko się odmieniło – zostałem okrzyknięty zdrajcą Sprawy i skazany na ciągłe ośmieszanie i atakowanie. (...) Dzisiaj więc uważa mnie za przyzwoitego człowieka i dobrego posła jakieś….2% populacji.
Pierwszym „pomysłem” jest powrót do PiS:
Co robić? Może wrócić do PiS? O tak, Jarosław Kaczyński wytłumaczyłby to swoim wiernym i oni uwierzyliby, że to była taka przenikliwa taktyka wodza, której celem było przegranie ostatnich wyborów, by zrobić Budapeszt w Warszawie w 2015 roku. Jakiś prawicowy publicysta zrobiłby ze mną wielki wywiad, w którym dałby mi się wypłakać i przeprosić za moje błędy i chwilową niewiarę w geniusz prezesa. Byłbym oczyszczony i znowu 30% Polaków (oczywiście tych „wolnych”) trzymałoby za mnie kciuki. Reelekcja do PE zapewniona.
Kolejnym „przejście” do PO:
A może jednak poczołgać się do PO? Większość mediów przyjęłaby tę decyzję jako jedynie słuszną i oczywistą. Lemingi zaklaskałyby i przyjęłyby mnie tak ciepło, jak Arłukowicza, Rosatiego, Kluzik czy Borowskiego. Tej temperatury wystarczyłoby idealnie do zapewnienia sobie reelekcji w 2014 roku. Pysznie.