Kiedy w roku 1956 oddany został do użytku, zachwytom nie było końca. Rok wcześniej w Warszawie otwarto Stadion Dziesięciolecia. Obydwa projektowali architekci z tych samych biur, obydwa wzorowano na Stadionie im. Siergieja Kirowa w Leningradzie. Podobne powstały we wszystkich europejskich krajach socjalistycznych. Ich cechami wspólnymi były rozłożyste ziemne trybuny, boisko i bieżnia służąca nie tylko lekkoatletom, ale i aktywistom ze szturmówkami podczas pochodów ku czci.
W przypadku Stadionu Śląskiego bieżnia stała się z czasem torem żużlowym, na którym Polak Jerzy Szczakiel zdobył tytuł mistrza świata. Ale to był tylko epizod w historii stadionu, który kojarzy się niemal wyłącznie z piłkarzami. Tu reprezentacja Polski, rok po Październiku '56, pokonała Związek Radziecki, co stało się okazją do manifestacji patriotycznych. Kiedy 100 tysięcy ludzi śpiewało hymn, trzęsły się mury w całym kraju. Tu, w meczach z Anglią i Walią, rodziła się legenda drużyny Kazimierza Górskiego. Tu Polska trzy razy zapewniała sobie awans do finałów mistrzostw świata. Kiedy przeciwnicy naszej reprezentacji lub Górnika Zabrze wychodzili na boisko słynnym wąskim tunelem, w którym słychać było tylko stukot metalowych kołków butów na betonowej podłodze, trzęsły im się nogi. A kiedy już stanęli na boisku, zobaczyli mgły zmieszane z dymami śląskich hut wiszące nad boiskiem, tracili wiarę. To był naprawdę Kocioł Czarownic.
Narzekania kibiców, oddalonych na drewnianych trybunach znacznie od boiska, więc z trudem dostrzegających to, co się na nim dzieje, nikogo nie obchodziły. Nieśmiałe krytyki dziennikarzy, których miejsca prasowe uniemożliwiały nie tylko dobrą widoczność, ale i przejście na konferencje czy w rejon szatni – też nie. Ważne, że Polska zwyciężała.
Stadion Śląski stanowił przez dziesięciolecia atut tego regionu kraju. Tam spiker witał towarzysza Gierka, a odpowiadały mu częściej brawa niż gwizdy. W nowej Polsce prezes śląskiego związku piłkarskiego Marian Dziurowicz przekonał prezesa PZPN Kazimierza Górskiego, że stadion powinien mieć status narodowego. Z taką nazwą łatwiej było pozyskiwać środki na modernizację. Wszystkie kolejne przekreślały szansę na zbudowanie nowoczesnej areny. Warszawa postawiła Stadion Narodowy na gruzach Dziesięciolecia, Lipsk wstawił nowy w ziemne wały starego. Chorzów budował nowy stadion w starych dekoracjach. Nie przybliżono trybun do boiska, nie zlikwidowano bieżni, nie zmieniono organizacji ruchu w taki sposób, aby dojechać i wyjechać można było bez korków. Takich stadionów już dzisiaj się nie buduje.
Śląsk przegrał walkę o prawo organizacji Euro, bo nie przygotował oferty, która zadowoliłaby UEFA. Pycha, niewiedza i brak porozumienia sprawiły, że Śląsk nie tylko niczego na Euro nie zyskał, ale zostaje ze stadionem, który do niczego się nie nadaje. Ma piękną przeszłość i żadnej przyszłości. Polska rozegrała tam 55 meczów międzypaństwowych. I to by było na tyle.