Z tym się nie mogę zgodzić. PO nie jest partią ideową, więc nie ma problemu konfliktu idei.
Powiedział pan, że dalsza pana praca w Senackiej Komisji Rodziny to marnotrawienie pana czasu i pieniędzy podatników.
Podtrzymuję to. Przecież latamy drogimi samolotami na posiedzenia, komisji, które trwają czasami kilka minut, bo pada wniosek „głosujemy bez poprawek". Naprawdę ten obyczaj powinien być wykluczony z naszego życia politycznego. Parlamentarzyści z różnych formacji przygotowują się do debaty i poprawek, a nagle jest wniosek „głosujemy bez poprawek". I cały wysiłek ludzi – nie tylko senatorów czy pracowników ich biur, ale także partnerów społecznych, którym zależy na określonych rozwiązaniach – idzie na marne. W ten sposób zupełnie wyłączono Senat z prac ustawodawczych. Nie jesteśmy ani samodzielną izbą, ani nawet dodatkiem do Sejmu, tylko delegaturą rządu, która ma go asekurować.
Instytucja Senatu traci sens?
W tej formule tak. Senat pierwszej kadencji był żywy, między innymi za sprawą Komisji Interwencji Publicznej Zbigniewa Romaszewskiego. A dziś nawet nie mamy ekspertów. Były też inne gorszące sytuacje, o których nie chcę mówić.
Czy posłowie mają więcej autonomii?
Wąska grupa kierownictwa tak. Ale wśród szeregowych posłów wielu narzeka.
Powiedział pan, że w poprzedniej kadencji było inaczej. Dlaczego?
Poprzednio przeciwnik był silniejszy, miał swojego prezydenta. Poza tym był to nasz debiut u władzy, a taka sytuacja zawsze jest czystsza ideowo. Dzisiaj cierpimy na coś, co ja nazywam wałęsizmem. Wałęsa do pewnego czasu wspaniale szedł do przodu, miał wielu doradców. W momencie gdy został sam, zaczął tracić. Później tę drogę przeszedł Marian Krzaklewski, a teraz obawiam się, że tą ścieżką podąża premier. Pamięta pani ten moment, gdy w czasie kampanii wyborczej media ogłosiły, że to premier wygrał wybory dla PO?
No i chyba tak było?
W wyborach tak, ale do rządzenia potrzebna jest jednak drużyna. Kiedyś ją mieliśmy, a dziś liczy się tylko premier. Ale tak będzie tylko do momentu, gdy Donald Tusk będzie wygrywał. I tego się boję, bo czując do niego sympatię, nie chciałbym, żeby skończył tak jak Lech Wałęsa, Jacek Kuroń czy cała AWS. Wzloty i spektakularne upadki.
PO daleko jeszcze do takich porażek.
Jasne, że tak. Na razie nie ma dla nas alternatywy. Ale sytuacja jest zła. Czy pani wie, że nasi koledzy z chwilą, gdy zostają ministrami, przestają odbierać telefony? Można 20 razy dzwonić do jakiegoś ministra i nie otrzymać żadnej odpowiedzi. Mamy w Polsce przepisy antydyskryminacyjne, nie wolno dyskryminować kobiet, niepełnosprawnych, mniejszości seksualnych. A parlamentarzystów można. To oczywiście żart, choć smutny.
Jest pan rozczarowany Platformą?
Raczej drażniąco zniecierpliwiony. Przez 20 lat walczyłem przeciwko komunie. Później nasze rządy solidarnościowe nie były u władzy. Chciałem teraz, korzystając z rządów PO, wdrożyć jakieś rozwiązania dla ludzi. Tymczasem zostałem wyzuty z szansy pracy. Kazano mi być dobrą marionetką.
Jan Rulewski jest senatorem PO, ?byłym członkiem Senackiej Komisji Rodziny i Polityki Społecznej. ?W latach 1980–1981 i od 1990 roku przewodniczył Regionowi Bydgoskiemu NSZZ „Solidarność"