Jan Rulewski: Kazano mi być dobrą marionetką

Filozofia komunizmu ponownie odżywa. Nieustannie słyszałem: „po co ty chcesz mieć własne zdanie" – twierdzi senator PO w rozmowie z Elizą Olczyk

Aktualizacja: 14.12.2012 19:40 Publikacja: 14.12.2012 18:31

Jan Rulewski

Jan Rulewski

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

"Rz": „Nie chcę być grabarzem ludzi samotnych, opuszczonych i bezsilnych" – powiedział pan, porzucając pracę w Senackiej Komisji Rodziny. To gorzkie słowa jak na senatora z partii, która ma w nazwie „obywatelska".

Jan Rulewski:

W nazwie ma „obywatelska", a wedle programu powinna być centrowa, a więc troszczyć się o biznes, o uboższą część społeczeństwa i podtrzymywać dialog społeczny. Taki był warunek mojego zaangażowania w politykę po stronie PO, bo przecież do tej partii nie należę. I przez cztery lata to było realizowane, ale w tej kadencji niestety się zmieniło. Zgubiono tę centrową perspektywę, a wraz z nią setki, a może i miliony ludzi. Usiłowano to reperować za pomocą pozornych ustaw: żłobkowej, przedszkolnej, pieczy zastępczej, zwalczania przemocy. Ale to były manifesty bez pokrycia.

Dlaczego bez pokrycia?

Bo niewiele z nich wynikało dla ludzi. Skrajnym przykładem jest ustawa żłobkowa, którą sfinansowano z 20 mln złotych zabranych partiom i specjalnych efektów nie osiągnięto. Nie podobało mi się takie pozorne życie ustawodawcze. Tym bardziej że nad wszystkim unosił się orwellowski duch wielkiego brata. Wielki brat powiedział i nie ma dyskusji.

W jakiej sprawie?

W każdej. Najbardziej zabolały mnie prace nad ustawą emerytalną. Zgłaszałem rozmaite poprawki, np. żeby podwyższyć wiek emerytalny nawet do 68 lat, ale z możliwością elastycznego przechodzenia na emeryturę, w tym po 40 latach pracy. Jednak gdy już uzyskiwałem poparcie dla moich poprawek, to dyskusje były ucinane. A gdy posiedzenia komisji zaczęły być nagrywane i umieszczane w Internecie, to sytuacja jeszcze się pogorszyła. Przewodniczący komisji, senator Mieczysław Augustyn, który zawsze kreował się na brata łatę, nie mógł już ukryć, że w rzeczywistości jest strażnikiem propozycji rządowych, a nie senatorem dbającym o interes obywateli.

Debata emerytalna odbyła się pół roku temu, a pan dopiero teraz odszedł z komisji. Co się wydarzyło?

Nawarstwiło się wiele spraw. Nie pozwolono mi powołać podkomisji do spraw rynku pracy. Zabiegałem o zmianę śmiesznego przepisu, który odbiera ulgę na jedno dziecko rodzicom zarabiającym ponad ?120 tys. złotych rocznie, a przyznaje ją rodzinie z dwójką dzieci, nawet gdy ma milion złotych dochodu. Przecież byłoby lepiej, żeby w ogóle zamienić te ulgi na system zasiłków prorodzinnych. Nic to nie dało. Wreszcie chciałem zlikwidować kolejki po zasiłek rodzinny, bo patrzeć nie mogłem, jak ludzie stali na deszczu z pociechami, by dostać 72 złote. Okazało się, że w tej sprawie przewodniczący komisji też był po stronie rządu. A rząd kieruje się filozofią, że jeżeli coś udało się już przepchnąć przez Sejm, to senatorowie niech się do tego nie wtrącają, bo sprawa znowu wróci do Sejmu i nie daj Bóg wywoła ponownie dyskusję.

Nikt się nie wychylał?

Nie.

Dlaczego? Czy senatorowie PO są tak bardo zastraszeni?

Chyba po prostu zapomnieliśmy o wielkiej nauce sierpnia 1980 roku, że jednostka jest autonomiczna. W czasach PRL jednostka się nie liczyła, po sierpniu ,80 roku zyskała podmiotowość, a teraz filozofia komunizmu ponownie odżywa. Nieustannie słyszałem: po co ty chcesz mieć własne zdanie? Spójrz, co robią inni. Albo: „Jasiu, masz dużo racji, ale słupki są dobre, po co chcesz to zmieniać?".

Czy senatorowie nie spotykają się z wyborcami? Nie widzą tej biedy, którą pan dostrzega?

Widzą, widzą. W końcu sam stosowałem taką taktykę, że zamiast wygłaszać własne opinie, wysyłałem im zdjęcia, raporty, oceny ekspertów. Niestety, oczy wielkiego brata okazywały się silniejsze od tych faktów.

Zgłaszał pan swoje uwagi?

Oczywiście.

I z jaką reakcją się pan spotykał?

No cóż, to ogromny klub, prawie 270-osobowy. W tak licznym gronie nie ma dyskusji. Przepracowanie chociażby 12 tematów mogłoby trwać godzinami, dlatego wybrano wariant trzyminutowych informacji na każdy temat. Nikt nie dyskutuje, bo Sala Kolumnowa, gdzie odbywają się posiedzenia Klubu PO, jest tak okrutna, że wszystkich męczy. Na dodatek większość nie rozumie szczegółów omawianych zagadnień. A gdy przychodzi premier, wszyscy są oczarowani i słuchają tylko jego.

Publicznie skrytykował pan stosunki panujące w PO. Dostał pan za to po uszach?

Nie. Ale wiem dobrze, że politycy mogą wiele przełknąć i tolerować kogoś takiego jak ja. Mnie to spotkało kiedyś w Unii Wolności. Ale jeżeli ktoś oczekiwał, że ja zrezygnuję z pilotowania spraw społecznych, to się pomylił.

Był pan popierany przez PO w wyborach, bo miał pan być solidarnościową twarzą tej partii. Czy sądzi pan, że został wykorzystany?

Nie. PO rzeczywiście chciała pokazać, że nie wszyscy działacze związku skupiają się wokół Jarosława Kaczyńskiego, dlatego zwróciła się do mnie. Z kolei mnie zależało na zajmowaniu się sprawami społecznymi, a więc wydawało się, że interes jest obopólny. Niewiele z tego wyszło.

Czy Platforma przez ostatnie pięć lat była uczciwa wobec wyborców?

Właściwie tak. Przecież premier od początku mówił, że będzie chciał pogodzić reformy z utrzymywaniem władzy. Pierwsza kadencja może się wydawać nieco asekuracyjna, bo upłynęła pod znakiem blokowania inicjatyw rządu przez prezydenta Kaczyńskiego. Ale PO przejmowała kolejne segmenty władzy, bo po Sejmie i Senacie przejęliśmy samorządy, urząd prezydenta, spółki Skarbu Państwa i instytucje kontroli państwowych.

Które instytucje?

Nie będę tego rozwijał, ale obserwowałem takie zjawisko. Nawet jeżeli nie było decyzji personalnych, to ludzie się uginali i postępowali tak, żeby uniknąć konfliktów z partią rządzącą. To mi się nie podobało.

Część komentatorów uważa, że PO jest dotknięta syndromem arogancji władzy. Tak długo rządzi, że wydaje jej się, iż wszystko może i przekracza kolejne granice.

Można odnieść takie wrażenie. Platforma tylko szuka odpowiedniej narracji, żeby dobrze uzasadnić swoje decyzje. Dobrym przykładem jest tryb pracy nad ustawami okołobudżetowymi. W ostatniej chwili wrzuca się projekty, które zwykle odbierają ludziom pieniądze albo je zamrażają – ostatnio to drugie jest w modzie – po czym przychodzi przedstawiciel rządu i mówi, nie ma już czasu. Musicie to przegłosować i to bez poprawek. Na boku często słyszałem: „Jasiu, ty masz rację, tylko później się tym zajmiemy". Ale to później nigdy nie nadchodziło.

Złym duchem Platformy jest minister finansów?

Nie o to chodzi. Jan Rostowski jest księgowym, dla którego liczą się tylko słupki. A polityka polega na tym, że czasami trzeba zaryzykować i np. twardo negocjować z Fiatem, żeby nie przesuwał produkcji z Tychów do Włoch. A nie było komu ryzykować i straciliśmy Fiata.

Może skończyły się w PO czasy akceptacji wszystkich poglądów?

Z tym się nie mogę zgodzić. PO nie jest partią ideową, więc nie ma problemu konfliktu idei.

Powiedział pan, że dalsza pana praca w Senackiej Komisji Rodziny to marnotrawienie pana czasu i pieniędzy podatników.

Podtrzymuję to. Przecież latamy drogimi samolotami na posiedzenia, komisji, które trwają czasami kilka minut, bo pada wniosek „głosujemy bez poprawek". Naprawdę ten obyczaj powinien być wykluczony z naszego życia politycznego. Parlamentarzyści z różnych formacji przygotowują się do debaty i poprawek, a nagle jest wniosek „głosujemy bez poprawek". I cały wysiłek ludzi – nie tylko senatorów czy pracowników ich biur, ale także partnerów społecznych, którym zależy na określonych rozwiązaniach – idzie na marne. W ten sposób zupełnie wyłączono Senat z prac ustawodawczych. Nie jesteśmy ani samodzielną izbą, ani nawet dodatkiem do Sejmu, tylko delegaturą rządu, która ma go asekurować.

Instytucja Senatu traci sens?

W tej formule tak. Senat pierwszej kadencji był żywy, między innymi za sprawą Komisji Interwencji Publicznej Zbigniewa Romaszewskiego. A dziś nawet nie mamy ekspertów. Były też inne gorszące sytuacje, o których nie chcę mówić.

Czy posłowie mają więcej autonomii?

Wąska grupa kierownictwa tak. Ale wśród szeregowych posłów wielu narzeka.

Powiedział pan, że w poprzedniej kadencji było inaczej. Dlaczego?

Poprzednio przeciwnik był silniejszy, miał swojego prezydenta. Poza tym był to nasz debiut u władzy, a taka sytuacja zawsze jest czystsza ideowo. Dzisiaj cierpimy na coś, co ja nazywam wałęsizmem. Wałęsa do pewnego czasu wspaniale szedł do przodu, miał wielu doradców. W momencie gdy został sam, zaczął tracić. Później tę drogę przeszedł Marian Krzaklewski, a teraz obawiam się, że tą ścieżką podąża premier. Pamięta pani ten moment, gdy w czasie kampanii wyborczej media ogłosiły, że to premier wygrał wybory dla PO?

No i chyba tak było?

W wyborach tak, ale do rządzenia potrzebna jest jednak drużyna. Kiedyś ją mieliśmy, a dziś liczy się tylko premier. Ale tak będzie tylko do momentu, gdy Donald Tusk będzie wygrywał. I tego się boję, bo czując do niego sympatię, nie chciałbym, żeby skończył tak jak Lech Wałęsa, Jacek Kuroń czy cała AWS. Wzloty i spektakularne upadki.

PO daleko jeszcze do takich porażek.

Jasne, że tak. Na razie nie ma dla nas alternatywy. Ale sytuacja jest zła. Czy pani wie, że nasi koledzy z chwilą, gdy zostają ministrami, przestają odbierać telefony? Można 20 razy dzwonić do jakiegoś ministra i nie otrzymać żadnej odpowiedzi. Mamy w Polsce przepisy antydyskryminacyjne, nie wolno dyskryminować kobiet, niepełnosprawnych, mniejszości seksualnych. A parlamentarzystów można. To oczywiście żart, choć smutny.

Jest pan rozczarowany Platformą?

Raczej drażniąco zniecierpliwiony. Przez 20 lat walczyłem przeciwko komunie. Później nasze rządy solidarnościowe nie były u władzy. Chciałem teraz, korzystając z rządów PO, wdrożyć jakieś rozwiązania dla ludzi. Tymczasem zostałem wyzuty z szansy pracy. Kazano mi być dobrą marionetką.

Jan Rulewski jest senatorem PO, ?byłym członkiem Senackiej Komisji Rodziny i Polityki Społecznej. ?W latach 1980–1981 i od 1990 roku przewodniczył Regionowi Bydgoskiemu NSZZ „Solidarność"

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości