„Anodę", oficera z powstańczego baonu AK „Zośka", komuniści aresztowali w Wigilię 1948 roku. W dwa tygodnie później ogłosili, że popełnił samobójstwo. W 47 lat później badania przeprowadzone w zakładzie kryminalistyki sądowej w Warszawie potwierdziły złamania obu kończyn, nie wykazały śladów kuli. Publicysta „Rzp" zastanawiał się, „czy rzeczywiście popełnił samobójstwo, wyskakując przez okno podczas prowadzenia na śledztwo? Czy bito Go tak, że zabito - jak 35 lat później Grzegorza Przemyka? Czy zamordowano z rozmysłem, czy „nieumyślnie"? Na te pytania nie uzyskamy już chyba precyzyjnej odpowiedzi".

Nigdy nie należy tracić nadziei na ustalenie prawdy.

Zdaniem red. Rosalaka „z całą pewnością możemy natomiast powiedzieć, że padł ofiarą Urzędu Bezpieczeństwa. Przyjmując nawet wersję samobójczego skoku. Przecież tortury, potworna presja psychiczna i fizyczna, obawa o los kolegów, którym może zaszkodzić nieopatrznym słowem - mogły okazać się nie do zniesienia". Zakończył: „Po straszliwej, okupacyjnej i powstaniowej masakrze, ocalały kwiat polskiej młodzieży, kwiat polskiej inteligencji chciano zadeptać na śmierć, jak zadeptano życie 26-letniego studenta architektury, byłego harcerza i żołnierza".