Wielka jest potęga słów. Wielka jest ich potęga szczególnie w ekonomii, gdzie tak wiele zależy od "nastrojów" i "przeczuć" przedsiębiorców, inwestorów i konsumentów. Przekonał się o tym na przykład szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi, który jednym zdaniem - o tym, że EBC będzie skupował obligacje zagrożonych bankructwem kraju i zrobi wszystko, by strefa euro nie upadła - znacznie oddalił (przynajmniej na chwilę) widmo rozpadu eurolandu. Niestety, potęga słów jest jednak ograniczona i nie da się słowami zmieniać rzeczywistości. O tym z kolei przekonał się prezydent Francji Francois Hollande, który podczas weekendowej wizyty w Japonii ogłosił:
Musicie zrozumieć tutaj w Japonii, że kryzys w Europie się już skończył
Hollande dodał też:
Mamy teraz wszystkie instrumenty stabilności i solidarności. Dokonał się postęp w kwestii ekonomicznego zarządzania strefą euro, stworzyliśmy unię bankową, mamy przepisy regulujące sprawy budżetowe, które pozwalają nam na większą koordynację i na stworzenie pewnej formy konwergencji. (...) Europa stała się bardziej stabilna, ale teraqz musi przeorientować się w kierunku wzrostu. Wierzę, że kryzys nie osłabi strefy euro, ale nawet ją wzmocni!
- powiedział Hollande i musiał chyba przeżyć niemałe zdziwienie, bo kiedy zakończył swoją wypowiedź, gospodarki strefy euro nadal były pogrążone w recesji (średnio -0,2%), bezrobocie po tych słowach automatycznie nie skurczyło się, a problem zadłużenia krajów Europy (w tym samej Francji) magicznie nie zniknął. Okazało się, że Hollande nie ma mocy formowania rzeczywistości słowami. Choć z drugiej strony, będąc prezydentem Francji - z setkami dworzan dookoła i mając do wydania euro 12 tys. euro dziennie tylko na jedzenie - trudno się Hollande'owi dziwić, że uwierzył w swoją wszechwładzę.