Reklama

Nie tylko babskie sprawy

Na spotkaniu republikanek w ogóle nie pojawił się temat, że kobiety są dyskryminowane, że jest ileś tam spraw niezałatwionych, a najważniejsze z nich to aborcja albo in vitro – podkreśla wiceprezes stowarzyszenia Republikanie Anna Streżyńska w rozmowie z Michałem Płocińskim

Publikacja: 15.10.2013 20:00

Nie tylko babskie sprawy

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Rz: Jako prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej zasłynęła pani walką z monopolem Telekomunikacji Polskiej. Teraz, jako wiceprezes stowarzyszenia Republikanie, chce pani walczyć z monopolem lewicy na kobiety w polityce?

Anna Streżyńska: Nie zamierzam walczyć z czymś czy z kimś, tylko o coś. Stowarzyszenie założył Przemysław Wipler, gdy uznał, że jego poprzednia partia PiS zbytnio skręciła na lewo. Przed Polską stoją rozmaite wyzwania i problemy, my szukamy na nie rozwiązań zgodnych z duchem republikańskim.

Po co wam te rozwiązania?

Mamy oczywiście cele polityczne. Na razie będziemy szukać poparcia dla naszych propozycji u rozmaitych środowisk w parlamencie, a w przyszłości być może staniemy do wyborów z programem, nad którym teraz wspólnie pracujemy.

Chcemy, by w naszym stowarzyszeniu znalazło się jak najwięcej Polaków, którzy angażują się w życie swoich społeczności i którym republikańskie, wspólnotowe ideały są bliskie.

Reklama
Reklama

I w tym celu organizujecie różne PR-owskie happeningi, jak spotkanie nowej partii kobiet, tym razem prawicowej...

Nie chodziło nam o żaden PR, rozgłos i nic podobnego. Zorganizowaliśmy w Sejmie spotkanie kobiet-republikanek, by porozmawiać o problemach, które je dotykają. Nie zapraszaliśmy żadnych znanych nazwisk, by trafić na pierwsze strony gazet, tylko Polki, które mają raczej doświadczenie lokalnej, ciężkiej roboty i widzą konkretne problemy. Chcieliśmy się po prostu dowiedzieć, co je najbardziej męczy, co im się nie podoba.

Nie jest tak, że partie czy stowarzyszenia polityczne są wyłącznie męską imprezą, a kobiety tylko parzą herbatę

Co męczy prawicowe kobiety?

Panie były z rozmaitych środowisk, ale i tak wszystkie jasno wskazały edukację jako sferę, z którą należy szybko coś zrobić. Przez trzy godziny naszego spotkania, nawet jak nie rozmawialiśmy konkretnie na ten temat, to koniec końców każdy problem sprowadzał się do edukacji, i to takiej podstawowej.

Wpisujecie się więc w stereotyp prawicowej kobiety: matka Polka martwiąca się głównie o dzieci, mniej o siebie samą.

Reklama
Reklama

Kobiety z prawicy martwią się o dzieci, bo są kobietami. Nam jednak chodziło o coś bardziej konkretnego: o obywatelski wymiar edukacji. Chcemy, by rodzina miała większy wpływ na funkcjonowanie szkoły, by rodzice mogli w sposób demokratyczny współpracować z nauczycielami.

Chodzi o funkcję kontrolną, by rodzice mogli patrzeć nauczycielom na ręce?

Nie, chodzi o większy wpływ. Moje dzieci chodziły do społecznej szkoły, w której wszystkie stany były równe: nauczyciele, dzieci, rodzice. Wybieraliśmy swoich przedstawicieli do różnych organów, wszyscy czuliśmy się gospodarzami i ponosiliśmy odpowiedzialność za podjęte decyzje. Nie było tak, że jak coś przegłosowaliśmy, to tylko dla żartów i by poćwiczyć mechanizmy społeczeństwa obywatelskiego. Te decyzje wchodziły w życie.

Z całym szacunkiem, była pani świetnym prezesem UKE, ale na funkcjonowaniu szkoły chyba lepiej znają się nauczyciele.

I bardzo często musieli się porządnie napocić, by wytłumaczyć nam realia funkcjonowania szkoły, dlaczego proponowane przez nas zmiany są złe i się nie sprawdzą. Ale ważne, że mieliśmy poczucie, że nasze pomysły są wysłuchiwane, spotykają się z jakąś reakcją, opinią, pozytywną czy negatywną, ale opartą na faktach. Co więcej: wszystko to obserwowały dzieciaki i uczyły się, że mogą mieć wpływ na swoją mikrowspólnotę a co za tym idzie – też na większe wspólnoty. Uczyły się po prostu odpowiedzialności obywatelskiej, a bez niej nie rozwiążemy wielu problemów współczesnej Polski, o czym właśnie rozmawiałyśmy z paniami republikankami.

Od samego dzieciństwa chcą panie przygotowywać Polaków do zaangażowania społecznego?

Reklama
Reklama

To sedno republikanizmu – nie sam wybór polityczny raz na cztery lata, tylko republikańska postawa: odpowiedzialność za małe, większe, jeszcze większe wspólnoty.

Skąd w ogóle pomysł na spotkanie republikanek?

Intryguje nas, dlaczego w życiu publicznym jest tak mało kobiet. Był oczywiście Kongres Kobiet i tym podobne inicjatywy, ale my nie chcemy zapraszać twarzy znanych z telewizji, które już setki razy nam coś opowiadały i obiecywały. Teraz jest pora, by przyszły nowe panie i zaproponowały coś innego. Panie bez zaplecza biznesowego czy politycznego. Kobiety walczące o sprawy publiczne, a nie tylko o babskie sprawy.

Nie lubi pani babskich spraw?

Po prostu na naszym spotkaniu w ogóle nie pojawił się temat, że kobiety są dyskryminowane, że jest ileś tam spraw kobiecych, które są niezałatwione, a najważniejsza z nich to aborcja albo in vitro (widziane z lewa lub prawa). Nikt nie mówił o szklanym suficie, który nie pozwala im się wybić. Panie chciały wziąć we własne ręce sprawy, które im ciążą. Nie jest tak, że partie czy stowarzyszenia polityczne są wyłącznie męską imprezą, a kobiety tylko parzą herbatę.

Reklama
Reklama

Ale sama pani przyznała, że kobiet jest mało...

Ale nie zgadzam się, że to wina panów. Ostatnio zorganizowaliśmy imprezę liderów republikańskich, na której panie były w znakomitej mniejszości. Panowie na tym cierpią. Powiedzieli mi: zrób coś z tym! (śmiech).

Trudno przyciągnąć kobiety do polityki?

Panie prowadzą trochę inny tryb życia – nie tylko pracują, ale muszą też zaopatrzyć dom, biegają „po rodzinie" do szpitala, w ogóle bardziej się angażują w sprawy domowe i życie rodzinne. Siłą rzeczy mniej będą się angażowały w politykę, więc my zaproponowaliśmy republikankom współpracę na odległość, wirtualną. Mamy kontakt internetowy i w ten sposób chcemy wskazywać sobie nawzajem konkretne problemy w naszych społecznościach i wspólnie szukać ich rozwiązania. Chcemy nasze panie jak najmniej obciążać, by aktywność polityczna nie utrudniała im życia zawodowego i rodzinnego.

A jak to wygląda u pani: wcześniej zapracowana urzędnik, wysokie funkcje państwowe, teraz kariera polityczna – nie zaniedbuje pani życia rodzinnego?

Reklama
Reklama

Jako prezes UKE kompletnie nie miałam czasu dla rodziny, a wtedy moje córki były małe. Mam niestety skłonność do rzucania się w wir pracy, kompletnie tracę w tym rozsądek. Dziś widzę, że to nie było dobre, że dwiema dorastającymi dziewczynkami nie powinien opiekować się głównie ojciec. Przecież te dziewczynki mają przejąć pałeczkę po matce, być w przyszłości szczęśliwymi, normalnymi kobietami, a ja dawałam im bardzo jednostronny przykład: tylko praca i praca... To nie jest dobre także dla układu małżeńskiego. Mój mąż akurat jest aniołem, zawsze mnie wspierał i dzielnie radził sobie z domem, ale zazwyczaj to nie wygląda tak różowo. Mężczyźni mają swoją odporność w tych sprawach i w którymś momencie po prostu nie wytrzymują.

Feministki uważają, że trzeba walczyć z tym stereotypem matki Polki, która musi zajmować się domem, ale tak samo ze stereotypem mężczyzny, który ma polować na mamuty.

Z niczym nie można przesadzać. Jeśli panie się chcą aktywizować, to oczywiście powinny mieć do tego prawo. Ale nie możemy zapominać o innych rolach, które wcześniej dobrowolnie przyjęłyśmy. Przecież nikt nas do niczego nie zmuszał. Małżonkowie mogą dostosować do siebie swoje role, ale są pewne sprawy, których nie przeskoczymy. Są takie momenty w życiu, że w coś trzeba zaangażować się mocniej, ale nie można zapominać o bliskich. Zresztą to dotyczy również mężczyzn. Nie może być tak, że osoba, która ponosi odpowiedzialność za związek i za dzieci, nagle zaczyna żyć jak zakonnik i zajmuje się wyłącznie „misją".

Jest pani za parytetami?

Jeśli kobiety stwierdzą, że potrzebują parytetów, to uważam, że te parytety powinny być. To, że ja nie potrzebuję ułatwień, nie świadczy o tym, że nigdzie nie ma sztucznych barier.

Reklama
Reklama

Tu pani poglądy nie wydają się ultrakonserwatywne.

Nie żyję w świecie tego typu podziałów. Mnóstwo kobiet niestety daje je sobie narzucać: ja jestem feministką, ja jestem konserwatystką – mówią... Człowiek ma skłonność do takiego czarno-białego podejścia. Figiel polega na tym, że prawda zawsze leży gdzieś pośrodku. Wiem, że z każdym można się jakoś dogadać i nie ma co drzeć kotów o etykietki. Poza tym życie nie jest na tyle proste, że zawsze jest się matką Polką albo zawsze jest się feministką. Przecież nawet jak kobieta głównie zajmuje się dziećmi, to te dzieci w końcu dorosną i dom opuszczą. Tak samo każda robiąca karierę bizneswoman też chce stworzyć z kimś udany związek, założyć rodzinę etc.

Polacy wolą jednak zakładać rodziny za granicą. Tam jest praca, perspektywy...

...czytelne podatki, dodatki na dzieci, lepiej rozwiązane kwestie mieszkaniowe... Mamy w Polsce wiele problemów, z którymi musimy się jakoś uporać. Bez aktywizacji obywateli politycy sami nie rozwiążą tych kwestii, w końcu nie poradzili sobie z nimi przez ponad 20 lat. Po całej Polsce zakładamy Kluby Republikańskie, by oddolnie zacząć to zmieniać. Polska potrzebuje republikańskiego tchnienia.

Anna Streżyńska jest prawnikiem, wiceprezesem stowarzyszenia Republikanie, prywatnym przedsiębiorcą. Pracowała w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów, była doradcą trzech kolejnych ministrów łączności, ekspertem w Instytucie Badań nad Gospodarką Rynkową, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Transportu i Budownictwa oraz prezesem Urzędu Komunikacji Elektronicznej

Publicystyka
Marek Migalski: Grzegorz Braun stanie się przyczyną rozpadu PiS?
Publicystyka
Jan Zielonka: Lottokracja na ratunek demokracji
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Pożar w PiS. Czy partia bezpowrotnie straciła część wyborców na rzecz obu Konfederacji?
Publicystyka
Grzegorz Rzeczkowski: Odpowiedź na wywiad z Jackiem Gawryszewskim
Publicystyka
Jakub Sewerynik: Komu przeszkadzała Chanuka w Pałacu Prezydenckim?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama