Istnieją rzeczy tak łatwe do obśmiania, że nabijanie się z nich zakrawa wręcz na nietakt i nieprzyzwoitość. Przepisy unijne. Teorie spiskowe. Minister Sienkiewicz. Poseł Pięta. Publicystyka "Krytyki Politycznej". Właściwie można by długo to wymieniać. W kategorii tej niewątpliwie mieści się - i to na honorowym miejscu - nowoczesna "sztuka krytyczna".
Temat ten znów powrócił po tym, jak Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie wystawiło "Adorację" wielkiego artysty Jacka Markiewicza. To wiekopomne i antyczne już w zasadzie (bo z początków lat 90-tych) dzieło sztuki, to zapis wideo nagiego artysty ocierającego się o krzyż.
Ponieważ jednak dzieło to oprócz zwyczajowego w takich przypadkach oburzenia, wywołało także i reakcje obronne, uzasadniające walory dzieła (także w środowiskach katolickich, takich jak "Więź"), to jednak warto pójść na łatwiznę, popełnić ten nietakt i radośnie wyśmiać artystyczny odpowiednik komentarza na portalach internetowych.
W podziwu godny sposób czyni to Marcin Meller na łamach "Newsweeka". Meller zastanawiał się kiedyś, co by mógł robić, kiedy odejdzie z dziennikarstwa. I postanowił - po tym, jak zobaczył na wystawie artystkę Julitę Wójcik obierającą ziemniaki - że zostanie "artystą krytycznym".
Dała mi do myślenia Dorota Nieznalska. Oczywiście wszyscy ludzie o otwartych umysłach i sercach podziwiają ją za „Pasję", czyli przylepienie fiuta do krzyża, czym, o ile pamiętam, dokonała dekonstrukcji współczesnej męskości i uderzyła w drugi, zaraz po swastyce, najgroźniejszy symbol współczesności. Ale mnie ujęło także wcześniejsze dzieło artystki, które tak opisywała: „Powiesiłam nad ziemią siedem ponadnaturalnych skórzanych worów przypominających jądra, a pod nimi rozsypałam skropiony wodą czarnoziem. Z głośników sączył się dźwięk kapiącej wody. To obrazowało pierwotne zapładnianie".