Profesor Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, odradza „rewolucje w Konstytucji RP". Cóż, można i tak. W zasadzie jestem gotów się z tym zgodzić, ale na pewno zasadnicza i szybka ewolucja – niech i tak będzie – ustawy zasadniczej jest potrzebna. Stwierdzenie Andrzeja Zolla, że w ustawie zasadniczej „wszystkiego napisać się nie da", to „oczywista oczywistość". Tak oczywista, że aż trąci banałem. Mówienie zaś, że konstytucja nie powinna być „wciąż zmieniana", nie odnosi się chyba do sytuacji w Polsce, bo akurat ustawę zasadniczą traktowano w ostatnim dwudziestoleciu w naszym kraju niczym świętą krowę. Myślę, że znany prawnik profesor Andrzej Zoll i znany polityk Aleksander Kwaśniewski są w jednym obozie: obozie przeciwników zmian w polskiej ustawie zasadniczej. Tymczasem te zmiany są potrzebne, wręcz konieczne.
Wolnościowa preambuła
O jakie zmiany chodzi? Uważam – jako polityk, a nie prawnik konstytucjonalista – że warto umocnić wartość aksjologiczną Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Potrzeba jednoznacznej preambuły. Czy ma to oznaczać wprost zwrot „Invocatio Dei"? Osobiście uważam, że powinno być w stopniu większym, niż jest to obecnie, odwołanie się do Boga i chrześcijańskiej historii naszego narodu. Ale też w owej preambule powinna być zawarta „deklaracja wolnościowa". Byłoby to odwołanie się do tego, co w naszej historii jest zasadniczym sensem. A zasadniczym sensem polskich dziejów była zawsze wolność...
Sądzę, że taka „wolnościowa preambuła" miałaby istotne znaczenie w niespokojnym kontekście międzynarodowym. Byłaby sygnałem determinacji współczesnych pokoleń Polaków w zakresie obrony polskiej wolności – tej zbiorowej i tej indywidualnej. Obecna preambuła – efekt kulawego kompromisu w Sejmie pozbawionym prawicy z największą w historii III RP przewagą koalicji SLD–PSL – takiej „deklaracji wolnościowej" ani rzeczywistego „Invocatio Dei" nie zawiera. Szkoda, bo powinna. Jest do dyskusji, czy preambuła konstytucyjna miałaby się zaczynać od słów „W imię Boga Najwyższego", ale poza dyskusją jest samo odwołanie się, w takiej czy innej formie, do Boga.
W wymiarze podziału władz i sprawnego rządzenia państwem oczekiwałbym, że nowa konstytucja zadeklaruje wreszcie realny podział władzy w Polsce i to, jak mają wyglądać między rządem a prezydentem. Trzeba w końcu podjąć ostateczną decyzję, czy idziemy w kierunku systemu parlamentarno-gabinetowego czy prezydenckiego. Jeżeli nowa ustawa zasadnicza będzie zwieńczeniem publicznej debaty na ten temat, to świetnie. Przyjęcie systemu kanclerskiego z nową pozycją premiera, który ma prawo wydawać polecenia swoim ministrom (obecnie w praktyce takiej mocy nie ma) – wydaje się kusząca.
Na razie mamy schizofreniczną sytuację prezydenta wybieranego w wyborach powszechnych, a więc mającego bardzo mocny mandat społecznego zaufania, a jednocześnie z bardzo ograniczonymi kompetencjami w relacjach z rządem RP. Prezydent dzisiaj to mocarz, gdy chodzi o poparcie społeczne, i karzeł, gdy chodzi o formalnoprawne instrumenty wpływania na polską politykę. Oczywiście wykluczony jest system prezydencko-dyktatorski, jaki istnieje w Rosji i niemal w całym układzie postsowieckim. Jeżeli już myśleć o systemie prezydenckim, to takim jak w Europie Zachodniej, a konkretnie, w szczególności, przy wszystkich różnicach, we Francji. Warto skopiować też doświadczenie Niemiec. A ponieważ wybór między systemem prezydenckim a kanclerskim jest fundamentalny dla ustroju i przyszłości Polski, to decyzję tę należy pozostawić narodowi w drodze referendum.