Grzech pierwszy to rozgrywanie spółek skarbu państwa w myśl taktyki politycznej. Najbardziej jaskrawym przykładem jest kwestia górnictwa i sektora energetycznego. Jakoś nie słyszałem, by Karpiński protestował wobec planów łączenia kopalń i energetyki, co w swojej warstwie biznesowej niekoniecznie miało sens. Natomiast dawało dosyć jasny sygnał: to co jest dobre dla bieżącej polityki, jest konieczne dla firm pozostających we władaniu skarbu państwa.

I grzech drugi, który zresztą przyczynił się do odejścia ministra ze stanowiska. Otóż Włodzimierz Karpiński nie potrafił sobie poradzić z, delikatnie mówiąc, odruchami bizantyjskimi które pojawiły się zarówno w samym MSP jak i w podległych mu spółkach. Część z nich stało się jakimiś udzielnymi księstwami, przepełnionymi cechami charakterystycznymi dla władzy absolutnej, z przepychem na czele. Doprowadziło to oczywiście do tego, że część prezesów traktowało własność publiczną jako swoją i dosyć ciężko im wytłumaczyć, że tak nie jest.

Jeden i drugi grzech wiąże się z podstawowym pytaniem, które dotyczy przyszłego szefa MSP: czy dymisja ministra Karpińskiego oznacza nową jakość zarówno w nadzorowaniu spółek jak w ich strategii? Na razie mamy dymisje. A odpowiedzi brak.