Daria Chibner: Dofinansowanie czasopism jak za PiS. Nic się nie zmienia, nagrodzono swoich

Rząd Donalda Tuska działa nie tyle zgodnie z logiką polityki, ile w ramach logiki mediów społecznościowych. Tam rządzi twardy elektorat, ten, co krzyczy najgłośniej i domaga się nagradzania swoich, a karania obcych. I ta logika wygrała w Ministerstwie Kultury w kwestii dofinansowania w programie „Czasopisma”.

Publikacja: 15.02.2025 13:24

Premier Donald Tusk i minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska

Premier Donald Tusk i minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska

Foto: PAP/Leszek Szymański

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznało dofinansowania w programie „Czasopisma”. W założeniu program służy dofinansowaniu czasopism kulturalnych o istotnym znaczeniu społecznym, wyróżniających się pod względem autorskich publikacji, jakości edycji, wpisanych w unikalny, cykliczny, konsekwentnie realizowany profil programowy. Tyle z teorii oraz politycznych deklaracji. Rzeczywistość okazała się o wiele bardziej przyziemna. Pieniądze otrzymali ci, którzy zostali uznani za „bezpiecznych” (lub „neutralnych”) albo za „swoich”. Jedynie ślepiec nie zauważyłby, że za odmówieniem wsparcia niektórym kryją się przesłanki polityczne.

Jak Hanna Wróblewska decyduje o tym, co jest kulturą

Do tej grupy z pewnością należy „Kronos”, kwartalnik kulturalno-filozoficzny, koncentrujący się na tematach z pogranicza metafizyki, kultury i religii. Dzięki niemu mogliśmy cieszyć się zarówno autorskimi przekładami klasyków myśli europejskiej (i nie tylko), jak i wyciąganymi z archiwów, niesłusznie zapomnianymi tekstami, szczególnie z zakresu historii filozofii polskiej. Problemy „Kronosa” zaczęły się już od samego początku przejęcia władzy przez obecnie rządzącą koalicję. W zeszłym roku z ramówki TVP Kultura usunięto program filozoficzny „Kronos”, nie emitując nawet wszystkich nagranych odcinków.

Czytaj więcej

„Kronos”. 10 lat walki z peryferyjnością polskiej humanistyki

Uzasadnienie decyzji Ministerstwa Kultury w sprawie kwartalnika „Kronos”, podane na facebookowym fanpage’u magazynu, dodaje całej sprawie dodatkowej nutki absurdu. Otóż „Kronos” jest pismem naukowym, recenzowanym, punktowanym – i właśnie z tego ma niby wynikać, że... finansowania nie potrzebuje, chociaż jest pismem niekomercyjnym i nie jest wydawany przez żadną instytucję publiczną.

Podsumowując: bycie periodykiem również naukowym okazało się wadą, a nie zaletą. Można pójść jeszcze dalej i uznać, że ministerstwo nie zalicza publikacji filozoficznych do działalności kulturalnej, a zatem filozofia nie jest dla niego kulturą, ale wtedy mielibyśmy do czynienia z naprawdę głęboką oraz daleko posuniętą niekompetencją. Ale jednak chyba jest coś na rzeczy. W samym regulaminie programu możemy natknąć się na wiele sformułowań, które świadczą o tym, że jego autorzy nie mają pojęcia o tym, jak funkcjonują środowiska naukowe i kulturalne.

Miało być inaczej, lepiej, miały liczyć się kompetencje, miały być otwarte i transparentne konkursy, a wszystko zostało po staremu

Owszem, znajdziemy tam zapis, że są z niego wykluczone czasopisma naukowe. Dla formalistów jest to z pewnością argument za tym, aby „Kronos” finansowego wsparcia nie otrzymał. Tyle tylko, że dane czasopismo może pełnić wiele różnorodnych funkcji, nawet jeśli jest też czasopismem naukowym. Nie każda publikowana w nim treść jest punktowana, co dotyczy np. wydobywanych z zapomnienia tekstów z przeszłości. Jednakże sam ten zapis jest kuriozalny, bowiem nie za każdym czasopismem naukowym stoi silna instytucja publiczna zapewniająca mu finansowanie. A przecież w dalszej części regulaminu możemy przeczytać, że ma on na celu dofinansować... „w szczególności filozofię”.

Program „Czasopisma”: Od decyzji odwołać się nie można

No, czasopism nienaukowych zajmujących się na poważnie filozofią – nie dodatkowo, w ramach innych tematów – to naprawdę trzeba ze świecą szukać. Być może redakcja „Kronosa” powinna złożyć odwołanie, aby udowodnić, że wcale taka naukowa nie jest, trochę przystroić się w inne piórka, bo nie wierzę, że ministerstwo byłoby w stanie zrozumieć przedstawione przeze mnie powyżej niuanse. Tak samo jak śmiem wątpić w to, że przy okazji rozdawania punktów dla czasopism naukowych inne ministerstwo doceni naukową wartość kwartalnika „Kronos”. A jednak nie ma takiej opcji. Od decyzji odwołać się nie można. Pozostawię to już bez komentarza.

Takie wnioski można wysnuć z działalności obecnej władzy. Jeżeli padnie na ciebie cień podejrzenia, że jesteś za PiS, Konfederacją, Razem, popierasz Krzysztofa Stanowskiego, to automatycznie stajesz się niekompetentny we wszystkich innych dziedzinach

Zamiast jednak kluczyć w takich meandrach, lepiej postawić na rozwiązania najprostsze, czyli na wyjaśnienia polityczne. Z pewnością z niektórymi autorami publikującymi w „Kronosie” aktualnej władzy jest nie po drodze. Podobnie z częścią prezentowanych w magazynie refleksji, choć na bieżące wydarzenia zawsze patrzono tam przez pryzmat historii, podpierając się autorytetem dawnych mistrzów. Niestety, w dzisiejszych czasach od analizy „Fausta” (ostatni numer) ważniejsze jest doszukiwanie się domniemanych sympatii politycznych publikujących.

Ja sama miałam przyjemność publikować w „Kronosie” i nikt nie sprawdzał tam mojej politycznej proweniencji, liczyło się tylko to, co mam do powiedzenia w danym temacie (w tym przypadku chodziło głównie o Juliana Ochorowicza, bohatera mojej pracy doktorskiej). No, ale kto teraz uwierzy w to, że można dobrze pisać i zajmować się danym zagadnieniem bez odpowiedniej politycznej podkładki?

Minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska

Minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska

Foto: PAP/Albert Zawada

Takie wnioski można wysnuć z działalności obecnej władzy. Jeżeli padnie na ciebie cień podejrzenia, że jesteś za PiS, Konfederacją, Razem, popierasz Krzysztofa Stanowskiego, to automatycznie stajesz się niekompetentny we wszystkich innych dziedzinach. Jeśli faktycznie popierasz jakąś z tych opcji lub, co gorsza, krytykujesz wszystkich po równo, będąc wstrętnym symetrystą, to już kaplica, automatycznie nie masz prawa zajmować się Orygenesem bądź Arystotelesem. Zawsze znajdzie się na ciebie jakiś wytrych. Już niedługo dojdzie do tego, że podzielimy środowisko naukowo-kulturalne na dwa odrębne światy, których reprezentanci, żeby działać, będą musieli czekać na dojście do władzy odpowiedniej opcji politycznej.

„Nowy Obywatel” bez dofinansowania: „Wszystko zgarnęli kumple Donalda Tuska”

Z „Kronosem” sprawa jest jasna dla wszystkich tych, którzy oceniają autorytet innych według partyjnego klucza. Dostawali pieniądze za PiS-u, więc wiadomo, od kogo oni są, nie potrzeba ideologicznego sprawdzianu. Kruczek regulaminowy również znaleziono. Innym ciekawym przykładem jest pismo „Nowy Obywatel”, poruszające na swoich łamach kwestie nierówności społecznych i klasowych, stające nieraz w obronie zwalnianych pracowników. W najkrótszych słowach – walczą przede wszystkim o sprawiedliwość społeczną. Na pewno znajdują się na kursie kolizyjnym z koalicją rządzącą. Jednak na swoim facebookowym profilu zwracają uwagę na jeszcze jeden ciekawy aspekt całej sprawy. W założeniu ministerialny program „Czasopisma” miał wspierać małe, niezależne wydawnictwa, które bez takiego wsparcia nie miałyby szans utrzymać się na rynku, choć robią bardzo dobrą intelektualną robotę. Takie właśnie jak „Nowy Obywatel” stający po stronie obywateli, a nie wielkiego biznesu.

Czytaj więcej

Daria Chibner: Niejaki Rymkiewicz, pan Dukaj i inne wybory ministry Nowackiej

Kto jednak otrzymał pieniądze? Miesięcznik „Znak” związany z dużym i dobrze sobie radzącym wydawnictwem – 180 tys. zł (co roku przez trzy lata). „Czas Kultury” dotowany już z innych środków publicznych – tak samo i w takiej samej kwocie. Internetowy Dwutygodnik, któremu odpadają koszty druku, hojnie dotowany przez samorząd Warszawy – 72 tys. zł. W przypadku innych podmiotów, które otrzymały finansowanie, redakcja „Nowego Obywatela” nie przebiera już w słowach: „Przegląd Polityczny, a więc kumple Tuska z Trójmiasta, otrzymali 152 tysiące. Kultura Liberalna, której redaktorzy wzywali do rozprawienia się z antyliberalno-populistyczną opozycją, upasioną wieloma innymi grantami, otrzymała 160 tysięcy. Balcerowiczowcy z Liberte!, mocno powiązani z PO, dostali 120 tysięcy”.

Na usta cisną mi się już tylko same gorzkie słowa. Miało być inaczej, lepiej, miały liczyć się kompetencje, miały być otwarte i transparentne konkursy, a wszystko zostało po staremu. Swoi zostali wynagrodzeni, a nie swoi dostali po łapach, niech walczą o przetrwanie.

Koalicja uważa, że będzie rządzić wiecznie. Nie obchodzi jej ani nauka, ani kultura

W całej tej przykrej sprawie mieszają się nowe i stare problemy. Zacznijmy od tych klasycznych. Dla naszych polityków, niezależnie od tego, o jakiej opcji partyjnej mówimy, kultura oraz nauka nie są strategicznym zasobem. Nie potrafią w tym względzie pracować ponad podziałami. Jest to dla nich albo kwiatek do kożucha, rodzaj akademii, na której warto się pokazać, albo narzędzie służące im do osiągania politycznych celów. Wspierajcie nas, mówcie to, co chcemy, a zostaniecie wynagrodzeni. Inaczej – walczcie o przetrwanie w niesprawiedliwych warunkach, które wam stworzyliśmy. Dzięki czemu nie trzeba się będzie martwić o pojawienie się niewygodnych tematów w przestrzeni publicznej. W końcu „Nowego Obywatela” krytykującego działania przedsiębiorców nie zacznie nagle wspierać wielki biznes. Niech wegetują i nikomu nie przeszkadzają, zwłaszcza tym, którzy mogą nas wesprzeć w przyszłych kampaniach wyborczych.

Czytaj więcej

Daria Chibner: Jesteśmy w ogonie Listy Szanghajskiej. I bardzo dobrze, czas odpuścić ten wyścig

Co więcej, każda władza myśli, że będzie rządzić wiecznie. Wyborcy wybaczą jej wszystko, więc teraz może robić, co chce, a jeśli tak, to musi wypełnić instytucje publiczne swoimi ludzi, dofinansować tych, którzy wspierają linię partii. Inaczej jej władza nie będzie pełna, nie domknie systemu, nie stworzy najbardziej sprzyjających warunków. Kogo to obchodzi, że społeczeństwa i państwa najlepiej rozwijają się wtedy, gdy w debacie publicznej krążą najróżniejsze myśli, nie tylko te, które czynią zadość zwolennikom opcji rządzącej? Dobro wspólne, interes społeczny jest drugorzędny wobec tego, czego może oczekiwać elektorat. Dlatego usuwa się z jego pola widzenia elementy niepożądane, które mogłyby zakłócić jego dobre samopoczucie. Niech „Kronos” i „Nowy Obywatel” nie mącą w głowach tych mogących na nas zagłosować. 

Ale w demokracji żadna władza nie trwa wiecznie, w końcu trzeba będzie oddać urzędy i władzę nad publicznymi pieniędzmi. I wtedy inne pisma mogą zostać skazane na niebyt, na powolną śmierć z braku środków. Znów straci na tym zarówno nauka, jak i kultura. Jednak kogo tak naprawdę to obchodzi, skoro liczy się tylko polityka? Nauka i kultura potrzebują trwałości oraz ciągłości, dyrektorzy i dofinansowania nie mogą zmieniać się zgodnie z cyklem wyborczym, ponieważ niczego w tych dziedzinach nie osiągniemy. Zrozumiały to już wszystkie dojrzałe demokracje, a także te kraje, które sprawnie nauczyły się korzystać z narzędzi tzw. soft power. I czerpią z tego zyski, nie tylko duchowe, również te całkiem materialne.

Program „Czasopisma”: Dofinansowanie według logiki mediów społecznościowych

Tutaj jednak dochodzimy do problemów nowych. Obecna koalicja rządząca pokazuje, że działa nie tyle zgodnie z logiką polityki, ile w ramach logiki mediów społecznościowych. A tam wszystko jest jasne i klarowne. Polaryzacja jest faktem, istnieją ustalone linie podziałów, wiadomo, kto jest dobry, a kto zły. Nie ma miejsca na żadne odcienie szarości. Rządzi twardy elektorat, ten, co krzyczy najgłośniej i popiera partie niezależnie od podejmowanych przez nią działań. Jego życzenia trzeba spełniać, jego trzeba ukontentować. A on domaga się nagradzania swoich i karania tych obcych, znajdujących się po przeciwnej stronie barykady. Wtedy nagrodzi polityków lajkami oraz głosami w wyborach.

Na szczęście media społecznościowe to jeszcze nie ogół społeczeństwa. Dla niego liczą się jeszcze inne kwestie, a polityczne sympatie bywają drugorzędne

Ten sposób myślenia rządzący starają się przelać poza internet, na resztę społecznych zagadnień. Dlatego w nauce i kulturze zaczyna dziać się coś, co wcześniej było nie do pomyślenia. Przestają liczyć się kompetencje w danej dziedzinie, ponieważ największą rolę zaczyna odgrywać przynależność partyjna. Sympatie polityczne stają się politycznym sprawdzianem, zatruwając dziedziny wcześniej od nich wolne (lub gdzie przynajmniej starano się udawać, że nie mają one znaczenia). Okazuje się, że nie można być specjalistą od Heideggera, Orygenesa czy innego filozofa, o ile nie popiera się stosownej politycznej partii. Co gorsza, bardzo wielu z tych, których zaliczam do „internetowego betonu”, uważa to stwierdzenie za całkowicie słuszne i poprawne.

Na szczęście media społecznościowe to jeszcze nie ogół społeczeństwa. Dla niego liczą się jeszcze inne kwestie, a polityczne sympatie bywają drugorzędne. Prawdopodobnie potwierdzi to wynik kolejnych wyborów parlamentarnych (co wcale nie równa się powrotowi PiS, w polityce nie ma tak łatwo). Jednak do tego czasu możemy już nie mieć żadnych świetnych, niekomercyjnych czasopism. Ani żadnej nauki i kultury.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznało dofinansowania w programie „Czasopisma”. W założeniu program służy dofinansowaniu czasopism kulturalnych o istotnym znaczeniu społecznym, wyróżniających się pod względem autorskich publikacji, jakości edycji, wpisanych w unikalny, cykliczny, konsekwentnie realizowany profil programowy. Tyle z teorii oraz politycznych deklaracji. Rzeczywistość okazała się o wiele bardziej przyziemna. Pieniądze otrzymali ci, którzy zostali uznani za „bezpiecznych” (lub „neutralnych”) albo za „swoich”. Jedynie ślepiec nie zauważyłby, że za odmówieniem wsparcia niektórym kryją się przesłanki polityczne.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Estera Flieger: Co łączy Krzysztofa Stanowskiego z Elonem Muskiem? A mógł namieszać w wyborach
Publicystyka
Rozmowy w Dżuddzie i czerwone linie, których nie przekroczy Kijów
Publicystyka
Daria Chibner: Czas osłabić USA, przyszła pora na zemstę frajerów. Bądźmy jak Donald Trump
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Reset z Rosją nową doktryną Donalda Trumpa. To geopolityczna katastrofa PiS
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Drodzy biskupi – odwagi! Komisję ds. pedofilii w Kościele trzeba powołać bez zwłoki
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń