Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznało dofinansowania w programie „Czasopisma”. W założeniu program służy dofinansowaniu czasopism kulturalnych o istotnym znaczeniu społecznym, wyróżniających się pod względem autorskich publikacji, jakości edycji, wpisanych w unikalny, cykliczny, konsekwentnie realizowany profil programowy. Tyle z teorii oraz politycznych deklaracji. Rzeczywistość okazała się o wiele bardziej przyziemna. Pieniądze otrzymali ci, którzy zostali uznani za „bezpiecznych” (lub „neutralnych”) albo za „swoich”. Jedynie ślepiec nie zauważyłby, że za odmówieniem wsparcia niektórym kryją się przesłanki polityczne.
Jak Hanna Wróblewska decyduje o tym, co jest kulturą
Do tej grupy z pewnością należy „Kronos”, kwartalnik kulturalno-filozoficzny, koncentrujący się na tematach z pogranicza metafizyki, kultury i religii. Dzięki niemu mogliśmy cieszyć się zarówno autorskimi przekładami klasyków myśli europejskiej (i nie tylko), jak i wyciąganymi z archiwów, niesłusznie zapomnianymi tekstami, szczególnie z zakresu historii filozofii polskiej. Problemy „Kronosa” zaczęły się już od samego początku przejęcia władzy przez obecnie rządzącą koalicję. W zeszłym roku z ramówki TVP Kultura usunięto program filozoficzny „Kronos”, nie emitując nawet wszystkich nagranych odcinków.
Czytaj więcej
Swego czasu przekaz piarowski PO zdominowało hasło „10 lat świetlnych", które nasz kraj miałby przeżyć w latach 2005–2015. Hasło to zweryfikują jeszcze zapewne w przyszłości historycy. Natomiast z pewnością historycy filozofii nie będą mieli wątpliwości, że prawdziwe dziesięć świetlnych lat przebyła polska humanistyka między 2007 a 2017 r.
Uzasadnienie decyzji Ministerstwa Kultury w sprawie kwartalnika „Kronos”, podane na facebookowym fanpage’u magazynu, dodaje całej sprawie dodatkowej nutki absurdu. Otóż „Kronos” jest pismem naukowym, recenzowanym, punktowanym – i właśnie z tego ma niby wynikać, że... finansowania nie potrzebuje, chociaż jest pismem niekomercyjnym i nie jest wydawany przez żadną instytucję publiczną.
Podsumowując: bycie periodykiem również naukowym okazało się wadą, a nie zaletą. Można pójść jeszcze dalej i uznać, że ministerstwo nie zalicza publikacji filozoficznych do działalności kulturalnej, a zatem filozofia nie jest dla niego kulturą, ale wtedy mielibyśmy do czynienia z naprawdę głęboką oraz daleko posuniętą niekompetencją. Ale jednak chyba jest coś na rzeczy. W samym regulaminie programu możemy natknąć się na wiele sformułowań, które świadczą o tym, że jego autorzy nie mają pojęcia o tym, jak funkcjonują środowiska naukowe i kulturalne.