Domyślaliśmy się tego już wcześniej, ale teraz uzmysłowił nam to dobitnie premier David Cameron, przedstawiając w liście do Donalda Tuska warunki, których spełnienie może przekonać Brytyjczyków, by w referendum w 2016 lub 2017 roku opowiedzieli się za niewystępowaniem ich kraju ze Wspólnoty. Jest wśród nich ograniczenie praw socjalnych dla obywateli innych państw UE pracujących w Wielkiej Brytanii, w tym wielu Polaków, co polskie władze, stare i nowe, uważają za dyskryminację.
Teraz należy sobie postawić parę pytań. Jak bardzo zależy nam na tym, by Wielka Brytania była także w przyszłości członkiem Unii Europejskiej? Jak sobie wyobrażamy Wspólnotę bez tego kraju?
Dotychczas wydawało się, że bardzo nam zależy. Brytyjczycy mieli podobne jak Polacy podejście do przyszłego rozszerzania Unii Europejskie, byli – jak na warunki starej Europy – wstrzemięźliwi wobec Rosji i sprzeciwiali się coraz ściślejszej integracji, co jest bliskie znacznej części polskiej klasy politycznej. I radzili sobie, nie będąc w strefie euro.
Można było też marzyć, że Wielka Brytania pozwoli jakoś zrównoważyć rosnącą dominację Niemiec. Bez niej Unia będzie jeszcze bardziej berlińska, co – zwłaszcza w czasie kryzysu imigracyjnego i błędów popełnianych w związku z nim przez Angelę Merkel – nie brzmi najlepiej.
Na jednej szali mamy więc mniejszą Unię Europejską, prawie w całości posługującą się euro, a z drugiej Wspólnotę z Wielką Brytanią, która ogranicza prawa przybyszów z zaprzyjaźnionego unijnego państwa. Jednak skoro Polska sama dziś tak broni się przed imigrantami liczonymi w pojedynczych tysiącach, to łatwiej powinno jej przyjść zrozumienie nastrojów społeczeństwa, które rocznie przyjmuje kilkaset tysięcy przybyszów.