To, że jesteśmy centrum świata, wie każdy Polak. Wizyta prezydenta Bidena w Polsce pokazała, że dostrzega to nawet Ameryka. Obecnie MSZ nie waha się wezwać na dywanik ambasadora Stanów Zjednoczonych, gdy Amerykanie nabroją. Niemcy i Francja są pod naszym stałym nadzorem, nie mówiąc już o trzymaniu w ryzach Komisji Europejskiej. Polocentryczna wizja panuje tak w mediach, jak i w polityce.
Mitomania nie jest tylko przypadłością Polaków. Demokracja z natury rzeczy skupia się na problemach rodzimego elektoratu. Media są często w rękach koncernów światowych, lecz mówią w lokalnych językach, a nie esperanto. Problem w tym, że świat jest zespołem naczyń połączonych i centrum tej skomplikowanej sieci jest dziś na Pacyfiku, gdzie rolę przywódczą odgrywają Chiny. To rozumieją dobrze Amerykanie, Rosjanie i Niemcy. Pytanie, czy znaczenie Chin rozumieją Polacy.
Czytaj więcej
"The Wall Street Journal" informuje, ze przywódca Chin Xi Jinping planuje pierwszą od rozpoczęcia...
Dziś większość gazet śledzi politykę chińską. Profesor Bogdan Góralczyk napisał „Chiński tryptyk”, który świetnie pokazuje ewolucję i paradoksy tego mocarstwa. Jednak odnoszę wrażenie, że większość z nas postrzega Chiny głównie jako dostawcę tanich technologii. W rzeczywistości są one dzisiaj nie tylko potęgą gospodarczą, lecz też wojskową i dyplomatyczną. Parę dni temu Chinom udało się pogodzić dwóch śmiertelnych wrogów: Iran i Arabię Saudyjską, czego próbował bez skutku prezydent Obama.
Większość państw globalnego południa słucha dziś bardziej Pekinu niż Waszyngtonu, co tłumaczy, dlaczego państwa Afryki i Ameryki Południowej nie poparły sankcji przeciwko Rosji. Rosja jest zresztą zupełnie na łasce Chin, które traktują Ukrainę jako pole swojej rozgrywki z Ameryką. Konflikt z Rosją o Ukrainę jest dla Ameryki wyzwaniem, lecz konflikt z Chinami o Tajwan będzie dla niej walką o przetrwanie na Pacyfiku.