Paweł Kowal: Nowy świat w 2733 słowach

Polska i Ukraina mogą być osią na mapie świata po nastaniu pokoju. Jest tylko jeden problem – pisze polityk i politolog.

Publikacja: 24.02.2023 03:00

Proukraińska demonstracja w Krakowie kilka dni po wybuchu wojny

Proukraińska demonstracja w Krakowie kilka dni po wybuchu wojny

Foto: Fotorzepa/ Piotr Guzik

Czytaj więcej

Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 366

Jakby się Sejm zbierał Rzeczypospolitej, na Zamek schodzili się rząd i opozycja, tu mignął ktoś z biznesu, tam od kultury. Stali na dworze w zimnie, ogrzewając się kawą. Prezydent USA przyjechał z Rzeszowa, wcześniej był w Kijowie. To, że Joe Biden pojechał nad Dniepr w czasie wojny, a do Warszawy drugi raz w ciągu roku, nie wymaga komentarzy. „W zasadzie nie musiał nic mówić” – pisał do mnie jeden przyjaciel. Putin dostał jasny sygnał, że ma się odchrzanić od Europy Środkowej.

Wydarzeniem wizyty prezydenta USA pozostanie przemówienie z 21 lutego. Amerykański prezydent miał się czym pochwalić. W ciągu 11 miesięcy od poprzedniego wystąpienia w Warszawie wykonał niebywałą polityczną robotę. Udało mu się realnie zmobilizować Zachód – pierwszy raz od zimnej wojny. Chodzi nie tylko o grupę wsparcia dla Ukrainy w ramach NATO, czyli Wielką Brytanię, Kanadę, Polskę i Litwę, ale też kluczowych europejskich graczy, którzy pozostawali niepewni: Niemcy i Włochy.

Czytaj więcej

Jacek Czaputowicz: Wojny trzeba wygrywać

Poparcie Niemiec dla polityki USA rozstrzygnęło się w kontekście niedawnej dyskusji o dostarczeniu czołgów na Ukrainę: nowa doktryna Berlina w sprawie wsparcia dla Ukrainy jest prosta jak w czasach zimnej wojny – każdy ruch musi być wspólny z USA. Wracając z Kijowa, Biden rozmawiał telefonicznie z premier Włoch Giorgią Meloni, która właśnie jechała z Warszawy do Kijowa. Już na miejscu złożyła jasną deklarację, że kiedy Ukraina jest atakowana, to każda dostarczona jej broń służy obronie. Dzięki temu Biden mógł powiedzieć w ogrodach Zamku Królewskiego, że NATO jest zwarte, a koalicja antyputinowska 50 państw gotowa na nowe wsparcie Ukrainy.

21 lutego Warszawę zdobiły polskie, amerykańskie i ukraińskie flagi. W części historycznej Biden mieszał wątki polskie i ukraińskie, budując analogie pomiędzy powstaniem warszawskim a pomarańczową rewolucją i rewolucją godności. W przemówieniu Bidena znalazło się miejsce na parę słów do Białorusinów i do prezydent Mołdawii – może zabrakło tylko wspomnienia o Litwie i w innym kontekście o Gruzji.

Czytaj więcej

Wojna na Ukrainie podzieliła świat. Na czyją korzyść działa czas?

Drugi sygnał sprzed Arkad Kubickiego był aż za bardzo klarowny. Na mapie nowego świata, już po wojnie, Polska i Ukraina mogą stanąć razem i być uczestnikami politycznej gry Zachodu, siedząc przy głównym stoliku. Nie ma wątpliwości, że po wojnie potencjały militarne Ukrainy i Polski będą należały do największych w UE i NATO (wtedy Ukraina zapewne będzie już w trakcie akcesji do tych organizacji).

Biden mógł też w Warszawie zadeklarować kluczową kwestię: przyszłość należy do przeciwników Putina i zwolenników prawa międzynarodowego oraz demokracji, a nie autokratów (jak np. Viktor Orbán). Apel do Rosjan był w tym kontekście oczywisty: jest ostatni moment na strącenie Putina i uznanie reguł prawa.

Biden jest jak sędziwy Mojżesz, który walczy teraz, organizując wsparcie dla Ukrainy i Europy Środkowej, ale planuje rzeczywistość na dekady i kolejne pokolenia. W 2733 słowach przemówienia nakreślił mapę świata na czas, kiedy już Ukraina będzie wolna – to de facto wizja euroatlatyckiej wspólnoty rozciągniętej aż po Kaukaz. Polska, Ukraina i grupa środkowoeuropejskich aliantów mogą być jedną z jego osi – jest tylko jeden problem.

W czasie wystąpienia zamkowego Joe Biden 10 razy przywołał demokrację jako wartość, a 17 razy mówił o wolności i walce z autokracją. Postawił elity naszego regionu przed zasadniczym dylematem: czy chcą być w zachodnioeuropejskim sojuszu jako współdecydenci, z wolną gospodarką, normalnymi wyborami, mediami i demokracją, czy wystarczy im rola gospodarzy natowskich baz wojskowych? Infantylne są próby oddzielenia polityki zagranicznej od sytuacji wewnętrznej w Polsce.

Polska musi na ofertę Bidena odpowiedzieć na miarę aspiracji narodu, który rok temu przyjął w swoich domach 7 mln uchodźców wojennych. Biden powiedział dużo, wykonał sporo gestów – teraz czas na nowy polsko-ukraiński traktat na miarę niemiecko-francuskiego, czas na nowe inicjatywy rządu w sprawach bezpieczeństwa. Chcemy więcej wojsk NATO w Polsce? Jest czas, by o to wspólnie zagrać. Nie da się tego zrobić, ujadając codziennie w rządowych mediach na Niemcy ani zmieniając prawo wyborcze pod potrzeby władzy jak w jakimś San Escobar. Ma o czym myśleć prezydent, rząd i opozycja też.

O autorze

Paweł Kowal

Autor jest doktorem habilitowanym nauk społecznych i posłem na Sejm RP

Jakby się Sejm zbierał Rzeczypospolitej, na Zamek schodzili się rząd i opozycja, tu mignął ktoś z biznesu, tam od kultury. Stali na dworze w zimnie, ogrzewając się kawą. Prezydent USA przyjechał z Rzeszowa, wcześniej był w Kijowie. To, że Joe Biden pojechał nad Dniepr w czasie wojny, a do Warszawy drugi raz w ciągu roku, nie wymaga komentarzy. „W zasadzie nie musiał nic mówić” – pisał do mnie jeden przyjaciel. Putin dostał jasny sygnał, że ma się odchrzanić od Europy Środkowej.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli