W cieniu konfliktów o praworządność oraz rozważań, czy i kiedy Polska otrzyma środki z KPO, toczy się w Europie bardzo ważny proces. W decydującą fazę wkracza właśnie Konferencja w sprawie przyszłości Europy, której wnioski będą inspirować debatę polityczną i legitymizować nowe inicjatywy Komisji, Parlamentu Europejskiego i państw członkowskich Unii. We wszystkich krajach Europy biorą w niej udział tysiące osób – obywatele UE, ale także krajów europejskich z nią sąsiadujących. Tymczasem w Europie Środkowej tylko Węgrzy masowo zabierają w tej debacie głos, plasując się w ścisłej czołówce pod względem zgłoszonych propozycji. Polacy – rzekomo bardzo proeuropejskie społeczeństwo – są na ostatnim miejscu tego zestawienia.
Zagrożenia płynące z tego zaniechania są dwojakie. Po pierwsze, Polska perspektywa może w tej debacie nie wybrzmieć lub, co gorsza, może wybrzmieć fałszywie. Zostało mało czasu: już w maju zaprezentowane zostaną konkluzje z tego procesu, a potrzebna jest znaczna aktywizacja głosów, szczególnie tych reprezentatywnych dla proeuropejskiego społeczeństwa obywatelskiego.
Na proeuropejskie demonstracje przychodzą w polskich miastach dziesiątki tysięcy obywateli. Tymczasem do listopada z Polski wpłynęło tylko 14 propozycji w przeliczeniu na 1 mln mieszkańców, podczas gdy na Węgrzech już niemal dziesięciokrotnie więcej, bo 116. Do rzadkości należą inicjatywy, takie jak projekt „Voices from Central and Eastern Europe” organizowany przez Visegrad Insight, które poprzez regularny cykl warsztatów wypracowują scenariusze i rekomendacje liderów społeczeństwa obywatelskiego.
Szansa na rozwój
Bijemy więc na alarm, by ten potencjał znalazł odzwierciedlenie w debacie. Naszym zdaniem to samorządy miast mają największe możliwości dotarcia do proeuropejskich obywateli, to one bowiem skutecznie informują mieszkańców o swoich działaniach, konsultują pomysły i zapraszają do głosowania w budżetach partycypacyjnych.