Koniec KOD ogłaszano już wiele razy. Po niemal każdej mniej licznej manifestacji stawiano tezę, że już się skończył. Jednak ilekroć się zdawało, że żar obrońców demokracji się wypalał, zawsze na pomoc szedł im PiS. Atakując lub zaczepiając KOD, dawał mu paliwo do działania. Czyżby politycy PiS zdawali sobie sprawę, jak słabym tworem był Komitet, i podawali mu polityczny tlen, ponieważ tak słaby przeciwnik świetnie nadawał się na opozycję?
Wygląda jednak na to, że kryzys w KOD jest znacznie głębszy. Afera wokół jego finansów może bowiem świadczyć o tym, że dotychczasowa formuła opozycyjności wobec partii rządzącej się wyczerpała. KOD i Nowoczesna były dobrym przeciwnikiem dla PiS, bo partia Jarosława Kaczyńskiego nie musiała się ich bardzo obawiać i były stosunkowo łatwym celem dla retorycznych pojedynków. W ostatnim tygodniu oba projekty doświadczyły bardzo ciężkich ciosów – zarówno jeśli chodzi o organizację, liderów, jak i ratio ich istnienia.
Wyjazd Ryszarda Petru do Portugalii pokazał wszystkie słabości Nowoczesnej. Bez lidera partia przez kilkadziesiąt godzin zupełnie nie wiedziała, co zrobić. Samo zachowanie Petru z kolei dowiodło, że nie dojrzał on do bycia liderem opozycji.
To samo dotyczy KOD. Afera fakturowa pokazuje, jak nietransparentny był ruch, który ogłosił się główną obywatelską siłą oporu wobec rządzących. Natomiast jego lider dowiódł również, że nie ma politycznego instynktu.
Petru i Kijowski dość mocno uderzyli w ogóle w całą ideę opozycyjności wobec PiS. Skoro można wyskoczyć z koleżanką na sylwestra na południe Europy w czasie okupacji parlamentu, to znaczy, że sprawa zagrożenia demokracji nie jest aż tak pilna – można wnioskować z zachowania Petru. Z kolei Kijowski, którego firma wystawiała kierowanemu przez niego KOD faktury, idealnie wpisał się w przekaz PiS, że nie chodzi wcale o obronę demokracji, lecz obronę interesów. Opozycji teraz trudno będzie przekonywać, że w Polsce dzieją się rzeczy straszne, tylko po prostu liderzy byli tymczasowo niedysponowani.