A dziś? Jako osoba wyrzucona za poglądy przez „Gazetę Wyborczą", napiętnowana przez TVN, mam oczywiście problem ze wspólnym demonstrowaniem. Jako wątpiąca w niektóre przekazy feministyczne też. Niektóre, powtarzam. Nie jest to wszystko proste, bo mój temperament każe wyjść z domu i dołączyć do protestu. I tak stało się właśnie 18 lipca 2017 roku.
Ustawa o sądach zadecydowała, że nie ma nic ważniejszego od tego, by dołączyć do protestujących. Nie walczymy o jakość ustroju, lecz po prostu o wolność. Zresztą nie tylko sama ustawa wyprowadziła mnie na ulicę. Nawet z mojego odległego mieszkania słychać było wycie policyjnych samochodów. Zamknięcie się w czterech ścianach w takim wypadku oznacza strach.
Pierwszy raz uczestniczyłam w ulicznym proteście jako nastolatka – to był 68 rok. Prawdę mówiąc, uciekam z domu, żeby doświadczyć tej wspólnoty. Wtedy pierwszy raz widziałam milicję gotową do walki. W moim nastoletnim umyśle nie mieściło się to, że Janek, Krzysiek, Michał może się zamierzyć na innego Janka, Krzyśka, Michała. W moim nastoletnim umyśle wróg to był ktoś ubrany w obcy mundur. Kilka godzin potem sama dostałam pałką, ale nie od mundurowego milicjanta, tylko od wmieszanego w tłum ubeka – Polaka. To nie mieściło mi się w głowie. Potem przyszły lata 80. Pod moim domem stały szeregi ormowców – Janek, Krzysiek, Wojtek... Wychodziło się naprzeciw nich, dostawało się pałką, gazem łzawiącym, strumieniami wody. Po powrocie z walki widziałam przez okno, jak wracali zmęczeni – Krzysiek Jasiek, Wojtek, wszyscy w ormowskich mundurach. Patrząc na nich, myślałam, że mniej obchodzi mnie ustrój, a bardziej to, że rozkazano Jaśkowi bić innego Jaśka, i że to właśnie musi się kiedyś skończyć. I skończyło się.
Od 89 roku przestałam patrzeć na policjantów jak na wrogą armię. U nich też odczuwało się ulgę. Oczywiście, jak w każdym środowisku tak i tu dochodziło do nadużyć, a nawet bestialstwa. Rzecz jednak w tym, że pojęcie „policja" zaczęło się kojarzyć z naszą wspólnotą. Wystarczyło nie być kieszonkowcem, jeździć według przepisów, żeby mieć poczucie wspólnoty z policjantem. Kiedy więc w demokratycznym kraju, z demokratycznym prawem do demonstracji policja nie chroni, tylko grodzi drogę, kolejny raz w życiu wyszłam na ulicę, żeby pokazać, że się nie boję. Szykując się do wyjścia, miałam poczucie, że to jest jakiś powtarzający się sen. Zaraz, zaraz... Jak to było? Aha... Trzeba wziąć dowód, jak będą legitymować, wygodne buty do uciekania przed różnymi narzędziami tortur ulicznych, no i codzienne lekarstwa, na wypadek gdyby przyszło posiedzieć. Zestaw prostego demonstranta.
Chciałam tylko być razem z innymi gdzieś w tłumie, ale od razu mnie rozpoznano, wyciągnięto na estradę i dano mikrofon. Podobno wyglądałam jak przed zawałem. To możliwe, bo byłam bardzo przejęta, ale nie z tremy. Trudno zliczyć, ile razy mówiłam do tłumów w stanie uniesienia. Serce miałam ściśnięte dlatego, że na dole zobaczyłam swoje pokolenie, tych samych ludzi, których znam z lat 80., z naszych demonstracji. Wtedy nieśli na ramionach małe dzieci. Teraz zobaczyłam, że te dzieci, dziś trzydziestokilkuletnie, są tu jako młodzi rodzice. Jesteśmy otoczeni barierami, za którymi stoją młodzi policjanci – kolejne pokolenie milicjantów: Jasiek, Maciej, Wojtek. Gotowi do walki. Postanowiliśmy otoczyć Sejm, ale wszystkie ulice blokowały ich szeregi. Tyle że my dziś, wielokrotnie doświadczeni, uczyliśmy debiutującą młodzież miłości i szacunku do umundurowanego Jaśka i Wojtka. Mówiliśmy im „dzień dobry", pytaliśmy, jak się czują, czy im nie zimno. Ja spytałam zwyczajnie: – Czy mogę przejść? Jasiek albo Wojtek zapytał mnie, dokąd chcę iść. – Tam – pokazałam na pustą warszawska ulicę. – Po co? – zapytał mnie policjant w wolnym kraju pięknego lipcowego wieczora. – Na spacer – powiedziałam. – Dzisiaj ta ulica jest zamknięta – odpowiedział. Spojrzałam na zegarek, była za kwadrans północ. – Dzisiaj? – spytałam. – To znaczy, że za kwadrans będzie już otwarta? Starał się utrzymać powagę, ale nie dał rady. Rozluźnił się, uśmiechnął. I tak trzymaj, Wojtek. Tak trzymaj. Przecież ty też chcesz żyć w wolnym kraju.