Wyniki grudniowego sondażu You Gov i DPA są dla kanclerz Merkel miażdżące. Aż 47 proc. respondentów chce, by złożyła urząd przed końcem kadencji Bundestagu. Tego, by rządziła przez następne cztery lata, chce zaś tylko 36 proc. W październiku te proporcje były niemal odwrotne. Po załamaniu się rozmów koalicyjnych z mniejszymi partiami wyborcy wyraźnie tracą jednak cierpliwość do liderki CDU.
Kandydata na następczynię lub następcę kanclerz Merkel nadal brak, ruszyła jednak giełda nazwisk. Kiedy na początku miesiąca ośrodek badań Forsa zapytał ok. tysiąca działaczy CDU, kogo widzieliby na miejscu kanclerz, wyłoniły się trzy nazwiska. Po pierwsze – Annegret Kramp-Karrenbauer, obecna premier landu Saara. Drugą największą liczbę wskazań uzyskała Julia Klöckner, obecna wiceprzewodnicząca partii. Na trzeciej pozycji znalazł się Jens Spahn, były wiceminister finansów.
55-letnia Kramp-Karrenbauer zdaniem komentatorów jest jedynie mniej wizerunkowo zużytą kontynuacją Merkel. Ale już 45-letnia Klöckner i 37-letni Spahn to politycy nowej generacji. Oboje są zdania, że politykę migracyjną trzeba zmienić. Przy czym Spahn otwarcie krytykuje działania Merkel. Porównywano go wręcz pod tym względem do nowego kanclerza Austrii Sebastiana Kurza.
Klöckner z kolei przebija Spahna, jeśli chodzi o konserwatyzm bioetyczny. Ma mocne poglądy pro-life i chce ograniczenia badań nad komórkami macierzystymi. Spahn posiada za to bardziej wyrobiony pogląd na gospodarkę. Jest zwolennikiem zachowawczej polityki monetarnej i ostro sprzeciwia się europeizacji długów mniej wydolnych gospodarek UE.
Nie wróżyłoby to oczywiście dobrze integracji eurozony i współpracy z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem. Możliwe jednak, że zarówno Merkel, jak i Macron zbyt szybko uwierzyli, że skoro tzw. populiści nie odnieśli zdecydowanego zwycięstwa, to można uprawiać politykę jak dawniej. Nie można.