Polacy są tak bardzo zajęci wewnętrznym sporem politycznym, że zupełnie nie zauważają, gdy wali się wokół nich ład międzynarodowy. Mało tego, obie strony wewnętrznego sporu wstydzą się, że coś je w polityce zagranicznej łączy. A przecież pewien konsensus wokół kluczowych kwestii geopolitycznych to dziś nasz ogromny kapitał. Takie refleksje naszły mnie po spotkaniu z ważnym niemieckim politykiem, w którym uczestniczyłem na zaproszenie warszawskiego think tanku.
Wysunąłem tam nieco prowokacyjnie tezę, że jeśli porównać polską scenę polityczną z tym, co się dzieje w RFN, we Włoszech, we Francji czy w Wielkiej Brytanii, to można u nas mówić o pewnym porozumieniu dotyczącym polityki zagranicznej. Nie ma bowiem w polskim parlamencie partii otwarcie prorosyjskiej, zagorzale antyamerykańskiej ani partii, która chciałaby swój kraj wyprowadzić z UE czy też zlikwidować NATO. Mamy tylko dość łagodne na tle Europy starcie pomiędzy eurokonserwatystami (ograniczona integracja, szersza wspólnota, transatlantyckość) oraz europrogresywistami (głębsza integracja, węższa wspólnota, pewien dystans do Waszyngtonu).
Niemiecka delegacja na takie słowa zareagowała zrozumieniem, a Polacy jak oparzeni. Natychmiast chcieli mi dowieść (w obecności naszych zachodnich partnerów), że konsensusu absolutnie nie ma, że jesteśmy podzieleni, niestabilni i ogólnie się ze mną nie zgadzają. Argumenty sprowadzały się zaś do tego, że nie ma zgody, bo przecież się z nimi kłócimy, a ci drudzy (Polacy) są przecież straszni i tylko udają, że się z nami (też Polakami) zgadzają.
Większość naszych elit nie rozumie jeszcze, o jakie stawki toczy się dziś gra w światowej polityce. Nie umie sobie wyobrazić, jak wyglądałaby polityka zagraniczna AfD czy Frontu Narodowego. Gdyby było inaczej, trzymalibyśmy się razem we wszystkich kwestiach strategicznych i wspólnie walczylibyśmy o polską rację stanu. Nad nią zbierają się zaś dziś chmury. Nie sprowadził ich ani Donald Tusk, ani Grzegorz Schetyna, ani Jarosław Kaczyński. Przywiał je, za przeproszeniem, wiatr historii. ©℗
Autor jest politologiem z Uczelni Łazarskiego i Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego