Lepiej późno niż później. To najkrótszy komentarz do decyzji premiera Donalda Tuska o odwołaniu Krzysztofa Bondaryka z funkcji szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ale jeśli szef rządu chciał w ten sposób udowodnić, że wbrew opiniom krytyków nie utracił jeszcze rzeczywistej kontroli nad służbami specjalnymi, to plan się nie powiódł. A niedawna, pozytywna recenzja pracy szefa ABW, jaką przedstawił premier Tusk mówiący, że „nie mam zastrzeżeń do Bondaryka" wskazuje aż zbyt dobitnie, że szef rządu albo nie wiedział co naprawdę dzieje się w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego kierowanej przez Bondaryka, albo też przymykał oczy na sytuacje, do jakich w tej służbie dochodziło pod panowaniem tego byłego członka Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej.
I nie chodzi tutaj wyłącznie o marazm ABW w sprawie niedawnej głośnej afery Amber Gold. Agencja Bezpieczeństwa Wewnetrznego dysponowała na kilka miesięcy przed wybuchem afery informacjami wskazującymi na nieprawidłowości w spółce, w której pracował syn Tuska. Odpowiedzialna za bezpieczeństwo wewnętrzne państwa instytucja zrobiła niewiele, by uprzedzić o zagrożeniu premiera i jeszcze mniej, by zagwarantować bezpieczeństwo Polakom wpadającym w ręce cwanego oszusta.
Ale Agencję kierowaną przez Bondaryka, a tym samym szefa tej służby, obciążają znacznie poważniejsze sprawy.
Od pierwszych dni kierowania agencją przez Bondaryka miały miejsce działania mogące budzić podejrzenie co do upolitycznienia tej służby i podporządkowywania jej nie tyle interesom obywateli, co partii rządzącej. Do dziś wiele wątpliwości budzą kulisy samobójczej śmierci funkcjonariuszki ABW z Poznania- Barbary P. Funkcjonariuszka za czasów rządów PiS zajmowała się w ABW najważniejszymi śledztwami; po zmianie władzy i wejściu do Agencji Bondaryka została od nich odsunięta. Koledzy tragicznie zmarłej nieoficjalnie mówili, że czuła się szykanowana przez nowe kierownictwo ABW. Oficjalnie jednak sprawie jej śmierci ukręcono głowę.
Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. To nie kto inny, ale właśnie ABW- co również jako pierwsza opisała „Rzeczpospolita" nielegalnie podsłuchiwała rozmowy dziennikarzy: Cezarego Gmyza i Bogdana Rymanowskiego, oraz adwokata Romana Giertycha. Premier Tusk nie dopatrzył się wówczas nieprawidłowości w działaniach swojego pupila. Ale warszawski sąd rejonowy, który nakazał prokuraturze prowadzenie tej sprawy jednoznacznie stwierdził, że działania ABW nie mieszczą się w standardach państwa prawa. Już wówczas Bondaryk powinien pożegnać się z hukiem ze służbą. Tak się niestety jednak nie stało.