Telenowela Michała Boniego

Za co i kogo powinien dzisiaj Boni przepraszać? Czy nie powinien przeprosić Macierewicza, któremu w 1992 roku zarzucono sfałszowanie listy osób zarejestrowanych jako agenci SB? – pyta muzyk i publicysta Jan Pospieszalski

Aktualizacja: 04.11.2007 15:26 Publikacja: 04.11.2007 15:17

Red

Łzy w oczach i łamiący się ze wzruszenia głos przywoływano we wszystkich doniesieniach, opisując środowe wystąpienie (konferencję prasową?) Michała Boniego. Były opozycjonista, dziś kandydat na ministra, przepraszał za chwile słabości, gdy w 1985 roku szantażem został zmuszony przez SB do podpisania deklaracji współpracy.

Pewnie przez to wzruszenie nie bardzo wiem, kogo tak właściwie przepraszał. Mogę się tylko domyślać. Może Boni przepraszał kolegów z opozycji, że nie wykazał właściwego hartu? A może Donalda Tuska i przyjaciół z Platformy, bo postawił ich w kłopotliwej sytuacji? Wiemy, że przynajmniej jeśli chodzi o część kolegów z podziemia, a także liderów PO przeprosiny przyjęto. Sam Donald Tusk podziwiał charakter i zachęcał go do odpracowania win, a Jarosław Gowin podziękował za „dobro”, jakim Boni swym wyznaniem nas wszystkich obdarował.

Ponieważ czuję się niedostatecznie obdarowany tym „dobrem”, zwrócę uwagę na parę szczegółów: kamery mają to do siebie, że rejestrują wszystko jak leci. Redaktorzy są od tego, aby wybrać zdjęcia i zredagować newsa. W kilku środowych relacjach ze spowiedzi Boniego materiał rozpoczyna się od zbliżenia, w którym widzimy bohatera wychodzącego z pokoju klubowego z wyraźnym uśmiechem. Potem cięcie, następna scena: las mikrofonów i twarz… wilgotne oczy, przełykanie śliny i słowa przeprosin. Scena poruszająca, ale pod warunkiem, że nie zarejestrowaliśmy uśmiechu na początku.

Zdaję sobie sprawę, że emocje, nieraz skrajne, wcale nie muszą się wykluczać. W dowcipie mały Jasio otrzymujący na zakończenie roku szkolnego świadectwo, w którym roi się od dwój, na pytanie nauczycielki, dlaczego się śmieje, woła: „Jak to dlaczego? Jeszcze tylko lanie od taty i już wakacje!”.

Kolejny powód, dla którego nie odczuwam, tak jak Jarosław Gowin, w wystąpieniu Michała Boni eksplozji „dobra”, to nieodparte skojarzenie z niedawną konferencją Beaty Sawickiej. Miejsce akcji to samo, sceneria identyczna. Emocje podobne, łzy, wzruszenie, apel o wybaczenie. Podobne są również opowiedziane historie. U źródeł dramatu posłanki Platformy, która chce koniecznie „kręcić lody”, znajdujemy szalone uczucie. Kogo nie wzruszy nieszczęśliwa miłość, rozdarte serca, pozamałżeński romans? Jeśli ktoś jeszcze nie pojął, nie chce wierzyć, nazajutrz „Gazeta Wyborcza” dośpiewa: „Miłość w CBA” – głosi tytuł na pierwszej stronie.

Nową formą uprawiania polityki staje się publiczne wyznanie win: zamiast kratki konfesjonału mamy sitka reporterskich mikrofonów, a zamiast kapłana – opinię publiczną

Tym, co w roku ’85 wpędza Michała Boniego w tarapaty, jest również małżeński dramat. I znów mamy romans, miłość, rozterkę, rozbity związek. Na marginesie chcę przypomnieć, że jako wytłumaczenie wizyty Janusza Kaczmarka w apartamencie Krauzego wielu komentatorów na poważnie rozważało wątek miłosny, analizując na zdjęciach operacyjnych rozpiętą koszulę i brak krawata.

Telenowela wkracza przebojem do polityki. Na naszych oczach rodzi się nowa tradycja. Każda najbardziej skomplikowana i zagmatwana polityczna zawierucha może być sprowadzona do opowieści... z rozporkiem w roli głównej.

Zawrotną karierę robi pewien fragment sejmowego korytarza tuż obok słynnego stolika dziennikarzy. W tym nowym rytuale to miejsce nabiera wręcz parasakralnego wymiaru. Publiczne wyznanie win, w którym zamiast kratki konfesjonału mamy sitka reporterskich mikrofonów, a zamiast kapłana – opinię publiczną, staje się nową formą uprawiania polityki. Ale czy przytoczone dwa przypadki wyznania win poszerzają jawność życia publicznego? Obawiam się, że nie. W przypadku Beaty Sawickiej media np. nie analizowały, dlaczego w trakcie słynnej już konferencji chcący zaprosić ją na wywiad dziennikarz usłyszał od kolegi, że to niemożliwe, bo posłanka zaraz zemdleje i odjedzie karetką do szpitala.

W przypadku wyznania Michała Boniego mam problem nie tylko z tym uśmiechem.

Moja córka Basia, kiedy chodziła jeszcze do przedszkola, oglądając z nami telewizję, pytała często, kto jest dobry, a kto zły. Nie potrafiąc zrozumieć zbyt skomplikowanej dla pięcioletniego dziecka filmowej historii, oczekiwała, że dam jej gotową odpowiedź. Pamiętam, jak w czerwcu 1992 roku wielu młodych ludzi, choćby tych znanych mi z branży muzycznej, zachowywało się podobnie. Zamieszanie wokół ustawy lustracyjnej dla słabo zorientowanych w polityce rockandrollowców było do zrozumienia równie trudne, jak brazylijskie telenowele dla Baśki. Kiedy na tzw. liście Macierewicza pojawiło się m.in. nazwisko Boniego – ikony warszawskiej opozycji, reakcja samego zainteresowanego, wsparta natychmiast głosami intelektualistów, wielu młodym dawała gotową odpowiedź. Już było wiadomo, kto tu jest dobry, a kto zły.

Wymowa tekstu Michała Boniego w „Gazecie Wyborczej” z 3 czerwca 1992, czyli w przeddzień obalenia rządu Olszewskiego, a potem list Jacka Kuronia, pod którym podpisali się m.in. Mirosława Marody, Waldemar Kuczyński, prof. Hanna Świda-Zięba i wielu, innych, nie pozostawiała wątpliwości. Wielu moich przyjaciół powtarzało jak mantrę gotowe tezy: „…oto stała się rzecz straszna – nieodpowiedzialni ludzie chcą podpalić Polskę! Jak to dobrze, że tylko tak się to skończyło”. Lawina ruszyła.

Nienawiść jako przypadek psychiatryczny i główny motyw działania Antoniego Macierewicza rozpoznany wtedy przez Jacka Kuronia zostaje przyjęta jako główne narzędzie interpretacji wydarzeń. To winni są ludzie „chorzy z nienawiści” – wypadało powtórzyć w każdym eleganckim towarzystwie. „Nienawiść” – wiersz Szymborskiej w „Gazecie Wyborczej”, potem to samo na okładce tygodnika „Wprost” ilustrowanej zdjęciem Jana Olszewskiego.

Wielu moich kolegów uwierzyło w psychopatyczne skłonności ministra i premiera, bo przecież o współpracę z SB oskarżono tylu niewinnych, porządnych ludzi! Wśród niesłusznie oskarżonych, jako jaskrawy przykład niecnych intencji lustratorów, bodaj najczęściej wymieniano właśnie Michała Boniego.

Nie można zrozumieć polskiej historii ostatnich kilkunastu lat ani dzisiejszej sytuacji politycznej bez analizy tamtych wydarzeń. Fala agresji skutkująca napiętnowaniem i wykluczeniem z życia publicznego objęła nie tych, którzy współpracowali z SB, ale tych, którzy ośmielili się o lustrację zawalczyć. Dziś po raz kolejny się okazuje, że to oni mieli rację. I nie jest to tajemna wiedza nielicznych, lecz publiczne wyznanie samego TW „Znak”.

Dla mnie kompletnie bez znaczenia są chwile słabości Michała Boniego w latach 1985 – 1989. Tak jak wielu chcę wierzyć, że nikomu nie zaszkodził. Też sam się zastanawiam, jak bym się w takiej sytuacji zachował. Ale w perspektywie trwających kilkanaście lat polskich zmagań z lustracją i szkód, jakie z powodu jej braku jako wspólnota i jako państwo ponieśliśmy, prawdziwym dramatem stało się zachowanie Boniego po 4 czerwca ’92. Za co więc i kogo powinien dzisiaj przepraszać?

Jeżeli mówi, że teraz, po latach, chce się z tą prawdą zmierzyć, czy nie powinien przeprosić Antoniego Macierewicza? Niestety, zamiast próby rzeczywistego zmierzenia się z sytuacją dostaliśmy kolejny odcinek telenoweli. Sejmowy spektakl sprzed miesiąca z płaczącą Beatą Sawicką na finiszu kampanii wyborczej okazał się zabiegiem skutecznym. Ale kampania już się skończyła i teraz się okaże, jak dalece nowa koalicja jest zdeterminowana, by zwalczać korupcję. Opowieści o liberałach-aferałach nie można unieważnić tylko dlatego, że były zawołaniem populistów. Natomiast Waldemar Pawlak nie powinien lekceważyć dowcipu, jaki pojawił się po ogłoszeniu startu twórcy Gadu-Gadu z list PSL. „My tu gadu-gadu, a chłop śliwki rwie”. Może nie śliwki, ale konfitury, i nie rwie, tylko wyjada.

Liderzy koalicji, kojarzeni przez wielu Polaków z cytatami z filmu „Nocna zmiana” („Panowie – policzmy głosy”, oraz „mam wolną rękę – czyszczę sobie UOP”), powinni mieć świadomość, że minęły czasy, gdy obrazy z tego filmu były tajemną wiedzą dostępną dla nielicznych. Sceny z „Nocnej zmiany” zadomowiły się na dobre w pamięci zborowej Polaków i przypominają rolę, jaką odegrali Donald Tusk i Waldemar Pawlak w wydarzeniach z 4 czerwca 1992. Jakie stanowisko przyjmie koalicja w kwestii dokończenia lustracji? Czy wyczerpuje się ono w spektaklu publicznej spowiedzi kandydata na ministra?

Autor jest muzykiem, dziennikarzem, publicystą, autorem programu „Warto rozmawiać”

Łzy w oczach i łamiący się ze wzruszenia głos przywoływano we wszystkich doniesieniach, opisując środowe wystąpienie (konferencję prasową?) Michała Boniego. Były opozycjonista, dziś kandydat na ministra, przepraszał za chwile słabości, gdy w 1985 roku szantażem został zmuszony przez SB do podpisania deklaracji współpracy.

Pewnie przez to wzruszenie nie bardzo wiem, kogo tak właściwie przepraszał. Mogę się tylko domyślać. Może Boni przepraszał kolegów z opozycji, że nie wykazał właściwego hartu? A może Donalda Tuska i przyjaciół z Platformy, bo postawił ich w kłopotliwej sytuacji? Wiemy, że przynajmniej jeśli chodzi o część kolegów z podziemia, a także liderów PO przeprosiny przyjęto. Sam Donald Tusk podziwiał charakter i zachęcał go do odpracowania win, a Jarosław Gowin podziękował za „dobro”, jakim Boni swym wyznaniem nas wszystkich obdarował.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości