Łzy w oczach i łamiący się ze wzruszenia głos przywoływano we wszystkich doniesieniach, opisując środowe wystąpienie (konferencję prasową?) Michała Boniego. Były opozycjonista, dziś kandydat na ministra, przepraszał za chwile słabości, gdy w 1985 roku szantażem został zmuszony przez SB do podpisania deklaracji współpracy.
Pewnie przez to wzruszenie nie bardzo wiem, kogo tak właściwie przepraszał. Mogę się tylko domyślać. Może Boni przepraszał kolegów z opozycji, że nie wykazał właściwego hartu? A może Donalda Tuska i przyjaciół z Platformy, bo postawił ich w kłopotliwej sytuacji? Wiemy, że przynajmniej jeśli chodzi o część kolegów z podziemia, a także liderów PO przeprosiny przyjęto. Sam Donald Tusk podziwiał charakter i zachęcał go do odpracowania win, a Jarosław Gowin podziękował za „dobro”, jakim Boni swym wyznaniem nas wszystkich obdarował.
Ponieważ czuję się niedostatecznie obdarowany tym „dobrem”, zwrócę uwagę na parę szczegółów: kamery mają to do siebie, że rejestrują wszystko jak leci. Redaktorzy są od tego, aby wybrać zdjęcia i zredagować newsa. W kilku środowych relacjach ze spowiedzi Boniego materiał rozpoczyna się od zbliżenia, w którym widzimy bohatera wychodzącego z pokoju klubowego z wyraźnym uśmiechem. Potem cięcie, następna scena: las mikrofonów i twarz… wilgotne oczy, przełykanie śliny i słowa przeprosin. Scena poruszająca, ale pod warunkiem, że nie zarejestrowaliśmy uśmiechu na początku.
Zdaję sobie sprawę, że emocje, nieraz skrajne, wcale nie muszą się wykluczać. W dowcipie mały Jasio otrzymujący na zakończenie roku szkolnego świadectwo, w którym roi się od dwój, na pytanie nauczycielki, dlaczego się śmieje, woła: „Jak to dlaczego? Jeszcze tylko lanie od taty i już wakacje!”.
Kolejny powód, dla którego nie odczuwam, tak jak Jarosław Gowin, w wystąpieniu Michała Boni eksplozji „dobra”, to nieodparte skojarzenie z niedawną konferencją Beaty Sawickiej. Miejsce akcji to samo, sceneria identyczna. Emocje podobne, łzy, wzruszenie, apel o wybaczenie. Podobne są również opowiedziane historie. U źródeł dramatu posłanki Platformy, która chce koniecznie „kręcić lody”, znajdujemy szalone uczucie. Kogo nie wzruszy nieszczęśliwa miłość, rozdarte serca, pozamałżeński romans? Jeśli ktoś jeszcze nie pojął, nie chce wierzyć, nazajutrz „Gazeta Wyborcza” dośpiewa: „Miłość w CBA” – głosi tytuł na pierwszej stronie.