Wyznaniowy charakter tabliczki mnożenia

Dzisiejsza kultura masowa gotowa jest chwalić papieży, ale już nie katolików, którzy w życiu publicznym bronią moralnej słuszności ich nauczania – przekonuje były marszałek Sejmu Marek Jurek w rozmowie z Kamilą Baranowską i Jarosławem Stróżykiem

Aktualizacja: 24.10.2008 15:28 Publikacja: 24.10.2008 01:11

Marek Jurek

Marek Jurek

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

[b]Rz: Czy łatwo jest być katolikiem w zdechrystianizowanej Europie?[/b]

Dechrystianizacja nie przeszkadza w osobistej wierze, tylko odbiera lub osłabia wiarę innych. Dziś często jednak odpowiedzią na to wyzwanie jest kapitulacja opinii chrześcijańskiej na wielkich forach międzynarodowych, takich jak ONZ, Unia Europejska czy Rada Europy. Dzieje się tak przede wszystkim ze strachu przed deklarowaniem poglądów nieobojętnej mniejszości.  

[b]Ale przecież w Europie partie chrześcijańskie, konserwatywne są silne. W Parlamencie Europejskim stanowią największą frakcję, a w wielu krajach rządzą. [/b]

Nie oczekujmy od tych partii zbyt wiele. Chrześcijańska demokracja od dawna nie jest ruchem działającym na rzecz cywilizacji chrześcijańskiej. W PiS w pewnym momencie zwyciężyła doktryna, wedle której jeśli partia chce mieć poparcie 30 proc. obywateli, nie może być jednoznacznie zaangażowana na rzecz cywilizacji życia. To jest właśnie sposób myślenia przyjmowany przez partie centroprawicowe w Europie: społeczeństwo się zdechrystianizowało, więc do tego należy dostosować politykę.

[b]Jan Paweł II i Benedykt XVI wzywali Polaków, żeby dali przykład innym mieszkańcom Europy. Czy jesteśmy w stanie zmieniać Europę, czy raczej Europa zmienia nas? [/b]

Kiedy Polska występowała w obronie wartości chrześcijańskich na forum Unii Europejskiej, rosła zarówno czytelność naszej polityki, jak i pozycja Polski w opinii europejskiej. Niestety obie nasze wielkie partie uciekły od wspólnego zaangażowania na rzecz uniwersalizacji polskiego doświadczenia. Paradoksalnie to prof. Marek Belka zmobilizował kilka państw Unii, które w czasie dyskusji nad konstytucją dla Europy zwróciły się o potwierdzenie przywiązania Unii do chrześcijańskiego dziedzictwa Europy. Rząd Jarosława Kaczyńskiego natomiast zupełnie się z tego wycofał.

[b]Bo może walka o wartości chrześcijańskie w Europie nie ma już sensu. Unia Europejska wytworzyła sobie nową tożsamość, która odpowiada większości jej obywateli.[/b]

Po pierwsze – życie chrześcijańskie w Europie jest faktem, również publicznym. Potwierdzają to manifestacje w Rzymie czy w Madrycie, czy też ustawodawstwo Irlandii, Polski czy Słowacji. Istnieje natomiast niechętny, niekiedy nawet wrogi chrześcijaństwu, consensus opinii politycznej, którego wyrazem była ostatnia rezolucja Parlamentu Europejskiego w sprawie tzw. praw reprodukcyjnych, zawierająca wprost atak na Kościół katolicki i wspólnoty chrześcijańskie podzielające jego etykę.

[b]Dlaczego wartości chrześcijańskie nie mają takiej siły? Może Europa po prostu ich nie chce?[/b]

W Europie, powtórzę, istnieją obok siebie zarówno kultura postchrześcijańska, jak i chrześcijańska. O ile jednak ta pierwsza coraz aktywniej kwestionuje społeczną wartość rodziny, charakter wychowania czy prawo do życia, to opinia chrześcijańska nie ma skutecznej reprezentacji. Ale stawką jest nie tylko pluralizm i potwierdzenie chrześcijańskiej obecności. Chodzi o coś więcej – o przyszłość Europy i wartości ludzkie. Tylko opinia chrześcijańska może zagwarantować obronę praw rodziny czy umieszczenie w agendzie polityki praw człowieka Unii Europejskiej obrony wolności religijnej czy prześladowanych wspólnot chrześcijańskich.

[b]Wielu współczesnych Europejczyków uważa zasady wiary za zbyt rygorystyczne. Np. dzisiaj to, że ludzie mieszkają ze sobą przed ślubem, jest czymś powszechnym. A Kościół, zamykając się w swoich twardych zasadach, zachowuje się tak, jakby nie rozumiał otaczającej rzeczywistości.[/b]

Kościół nie może zmienić Ewangelii i magisterium, które go zobowiązuje. Kardynał Ratzinger mówił, że w Kościele musi być miejsce dla różnych ludzi, ale Kościół musi pozostać niezmienny, nie może nagle obwieścić, iż małżeństwo jest rozerwalne i że wierność małżeńska już nie obowiązuje. Ale chrześcijanie na pewno powinni więcej mówić o uroku i ludzkich wartościach życia chrześcijańskiego.

[b]Czyli Kościołowi nie zależy na tym, by zatrzymać wiernych lub przyciągnąć nowych?[/b]

Myślę, że Kościołowi z natury bardzo zależy na sumieniach ludzi, ale nie na ich poparciu w sensie politycznym. Natomiast dzisiejsza kultura masowa gotowa jest chwalić papieży, ale nie katolików, którzy w życiu publicznym bronią moralnej słuszności ich nauczania. Jak w telewizji, gdzie w jednym newsie prezenterka chwali „odważne” kazanie papieża, a za chwilę „odważny” występ piosenkarki Madonny. Poglądy katolickie w życiu publicznym z reguły przedstawiane są jako wyznaniowe, co zwalania od dyskusji czy dialogu na planie racjonalnej debaty moralnej. Czasami mam wrażenie, że gdyby Kościół wystąpił w obronie nauczania arytmetyki w szkołach, uznano by, że tabliczka mnożenia ma charakter wyznaniowy.

[b]Czy chce pan przez to powiedzieć, że chrześcijanie są w Europie dyskryminowani?[/b]

To fałszywe stawianie, czy raczej ustawianie, problemu. Można się chwalić katolicyzmem i zajmować wysokie stanowiska w Unii pod warunkiem, że nie sprzeciwiasz się ogólnemu trendowi liberalnemu. Bo przekonania chrześcijańskie są często po prostu wykluczane z debaty, czego przykładem był casus Buttiglione.  

[b]Mówi pan, że wartości chrześcijańskie są ważne, że powinny być obecne w życiu publicznym Europy. Jednak rządy nie są zdeterminowane, by te wartości na forum europejskim głosić.[/b]

W Parlamencie Europejskim istnieje trwale lewicowo-liberalna większość, co nie zmienia faktu, że na tym forum należy stawiać sprawy cywilizacji życia, praw rodziny czy wspierania wolności religijnej w ramach polityki praw człowieka. Ale to jest tylko otwieranie debaty. Jeżeli chcemy skutecznie bronić tych spraw, to rzeczywiście głos powinny zabierać rządy na forum Rady Europejskiej, jak w wypadku debaty o nowym traktacie europejskim czy teraz, kiedy Unia powinna realnie zareagować na dramat hinduskich chrześcijan. To paradoks, że Europę mniej obchodzą prześladowania chrześcijan w Indiach, w Pakistanie czy w Indonezji niż sprawy Tybetu.

Mam mandat, by o tym mówić, bo w swej działalności (również gdy kierowałem Sejmem) w obronie Tybetu występowałem wiele razy. Ale o chrześcijan albo upomni się Zachód, albo nikt. Zachód milczy, choć – jak zauważył Samuel Huntington – jedynymi dobrymi ambasadorami Zachodu w Afryce i w Azji są misjonarze chrześcijańscy.

[b]Może zatem słuszne są głosy przepowiadające, że za 50 lat jedyną wspólnotą religijną w Europie będą muzułmanie, którzy głośno domagają się swoich praw i walczą o nie o wiele skuteczniej niż chrześcijanie.[/b]

Muzułmanie wypełnili lukę demograficzną otwartą przez kryzys rodziny w społeczeństwach zachodnich. Wobec ich determinacji liberalizm często kapituluje – bo niewątpliwie taką kapitulacją jest nadanie w Anglii statusu publicznego szarijatowi w sporach cywilnych między muzułmanami. W zachodniej części Unii można już tylko prowadzić debatę o modelach integracji, ale u nas takim zjawiskom możemy jeszcze zapobiec, jeżeli zatrzymamy degradację demograficzną Polski. Choć już w Narodowym Planie Rozwoju rządu Belki znalazło się założenie, że Polska będzie państwem imigracyjnym.

[b]To może trzeba poprzeć Francję, która walczy o swoją świeckość, np. poprzez zakaz noszenia chust przez muzułmanki?[/b]

Tzw. afera chust to przykład samozaprzeczenia liberalizmu. Nie mamy tu przecież do czynienia z żadną koncesją publiczną, to nie jest kwestia sądów czy budowy meczetów. Taki zakaz to oczywista nietolerancja. Te młode dziewczyny mają prawo pytać, dlaczego Republika zakazuje im uzewnętrzniania skromności, skoro nie zakazuje ich koleżankom manifestowania nieskromności?

[b]Siłą muzułmanów jest to, że potrafią wymusić szacunek dla siebie i swojej religii. Dlaczego chrześcijanie tego nie potrafią?[/b]

Kryzys naszej tożsamości jest ogromnym utrudnieniem w dialogu cywilizacji między chrześcijaństwem a islamem. Muzułmańska krytyka Zachodu nie jest krytyką religii chrześcijańskiej, lecz krytyką liberalizmu. Zadrażnieniem w stosunkach między światem islamu a Zachodem nie jest chrześcijaństwo Europy, a raczej praktyczne przejawy dechrystianizacji. Wszystko to pokazują jako dowód naszej dekadencji. Tak na przykład pisze o tym Piotr Kalwas (konwertyta na islam, scenarzysta, współtwórca serialu „Świat według Kiepskich” – przyp. red.).

[b]Czy proces dechrystianizacji Europy można jeszcze odwrócić?[/b]

To pytanie retoryczne. „Nieodwracalne procesy historii” to negacja ludzkiej wolności. Żyjemy w Europie, w której w ciągu ostatnich 20 lat wydarzyły się rzeczy, które nawet naszemu pokoleniu wydawały się nierealne – rozpadł się Związek Sowiecki, nie tylko my odzyskaliśmy niepodległość, ale również takie państwa jak Litwa czy Estonia, jesteśmy sprzymierzeni w NATO i staramy się, żeby Gruzja została do niego przyjęta. Rzeczy niemożliwe przeżywamy od 20 lat. Determinizm neguje ludzką wolność, a wypełnia ją – odpowiedzialność.

[i]Marek Jurek był członkiem ZChN i PiS, w latach 2005 – 2007 był marszałkiem Sejmu. Obecnie jest liderem partii Prawica Rzeczypospolitej[/i]

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości