Będzie gorzej – tak zgodnie o roku 2009 w politycznym savoir-vivrze wypowiadali się pytani przez "Rz" specjaliści: językoznawca, psycholog, spec od wizerunku. Pytaliśmy ich o prognozy na przyszłość przy okazji tekstu podsumowującego obelgi, jakimi polscy politycy obrzucali się w roku 2008 ([link=http://www.rp.pl/artykul/16,242810_Nienawistne_czule_slowka_.html" "target=_blank]"Nienawistne czułe słówka"[/link], 3.01.2009 r.). Eskalacji obrażania miały służyć zarówno zbliżające się wybory do europarlamentu, jak i codzienna potrzeba zapewnienia igrzysk mediom. Eksperci mieli rację.
Nie minął tydzień, a już poseł PO Janusz Palikot podjął pracę nad utrwaleniem swego wizerunku etatowego skandalisty naszej polityki. Zaczął nowy rok równie niesmacznie, jak skończył poprzedni. Jeszcze w grudniu 2008 r. zaproponował dziennikarkom "Rz", żeby przyszły do niego na wywiad nago i po dwóch butelkach wina. W rok 2009 wkroczył, przypisując posłance PiS polityczną prostytucję, a Jarosławowi Kaczyńskiemu homoseksualizm.
Każdy kolejny eksces Janusza Palikota przebiega według podobnego scenariusza. Poseł PO przygotowuje sobie jakąś kwestię na tyle obraźliwą, by była skandalem, ale na tyle "miękką", by trudno było przed sądem ukarać go za zniesławienie. Tekst wygłasza przed kamerami na specjalnej konferencji prasowej lub w studiu telewizyjnym podczas programu na żywo. Często efekt wzmacnia gadżetem – sztucznym penisem czy świńskim łbem. Potem wypadki toczą się według prostego schematu: media powtarzają "palikocytaty" bez opamiętania, opozycja się oburza, a PO siada okrakiem na barykadzie: zwykle ustami jednego ze swych posłów ubolewa, mówiąc: ach, ten Palikot, no nie ma na niego siły, a ustami innego polityka sugeruje, że jednak nic aż tak strasznego nie zostało powiedziane.
Za każdym razem coraz trudniej uwierzyć, że prowokacje Palikota to tylko efekt jego temperamentu. Atak na posłankę Gęsicką i prezesa Kaczyńskiego był po prostu propagandowym odzewem na ostatnie posunięcia PiS. Wystarczyło, że opozycja zapowiedziała, że skupi się na krytyce gospodarczych posunięć rządu i na piątkowej konferencji prasowej przedstawiło swoje postulaty. Część komentatorów pochwaliła spokojny ton i ogólny sens tego wystąpienia. I już, jak diabeł z pudełka, wyskoczył poseł Palikot.
Lubelski poseł nie jest furiatem, tylko zwykłą polityczną bronią używaną, gdy PO czuje, że PiS lub prezydent wykonali dobry ruch. Gdyby premier Tusk naprawdę chciał skończyć z jego wyskokami, zrobiłby to w pięć sekund. Ale nie chce. Dlaczego? Pytajmy o to tego, kto narzędzia używa, a nie samego narzędzia.