Czy Tusk łapie wiatr w żagle?

Kryzys zmusił Donalda Tuska do dokonywania wyborów. W premierze w końcu obudził się polityk. Jego ekipa jest już nie tylko rządem uśmiechu, ale rządem jakiegoś celu – pisze publicysta „Rz”

Aktualizacja: 10.03.2009 07:07 Publikacja: 10.03.2009 00:57

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Do niedawna rząd Donalda Tuska był całkowicie bezbarwny. Jedyną jego cechą charakterystyczną był uśmiech i bagatelizowanie problemów. Trudno było wskazać priorytety rządu czy cel polityczny – poza wygraniem następnych wyborów. Kiedy na świecie wybuchł kryzys, też długo zwlekano z przyznaniem, iż i u nas sytuacja jest trudna.

[srodtytul]Wbrew trendom[/srodtytul]

Ale od pewnego momentu premier sprawia wrażenie, jakby złapał drugi oddech i zaczął odnajdywać się w trudnej sytuacji. Początkowo kryzysową sytuację starało się wykorzystać Prawo i Sprawiedliwość, które próbowało pokazać, że to ono jest partią zdolną się zmierzyć z trudnym czasem. Ale na efektowne billboardy z Jarosławem Kaczyńskim i trzema damami PiS szef rządu odpowiedział niedawnym sejmowym przemówieniem i akcją w Brukseli.

Donald Tusk zdecydował, by iść wbrew ogólnoeuropejskim i światowym trendom w walce z kryzysem. Nie uległ powszechnym nawoływaniom o pompowanie pieniędzy w gospodarkę. Decydując się na pilnowanie deficytu i dokonanie cięć w budżecie, na dążenie do wejścia do strefy ERM2, na ogłoszenie, że Polska nie potrzebuje pomocy finansowej, okazał się pierwszy raz od czasu objęcia władzy przywódcą. Politykiem umiejącym iść pod prąd.

Po raz pierwszy sprawiał wrażenie, że ma jakieś poglądy, że skądś się wywodzi, że kieruje się czymś więcej niż słupkami sondażowymi. Oczywiście chciałoby się, żeby był bardziej konsekwentny, by cięcia budżetowe były głębsze, by podjął radykalne działania ułatwiające działalność przedsiębiorcom.

Ale być może w Tusku w końcu zaczyna się budzić polityk mający własny pogląd na świat i umiejący podejmować decyzje.

Ostatnie przemówienie Tuska to pierwsze, w którym mówił o realiach, a nie o marzeniach i cudach. Pierwsze, w którym mówił rzeczy kontrowersyjne.

Tusk wrócił do swoich korzeni jako liberała gospodarczego, człowieka racjonalnie patrzącego na procesy gospodarcze.

To był zupełnie inny lider PO niż ten z kampanii wyborczej, który przekonywał, że można jednocześnie oszczędzać i więcej wydawać, zwłaszcza jak się chwycimy za ręce... Teraz też było o trzymaniu się za ręce, ale w obliczu prawdziwego zagrożenia.

Wreszcie powiedział, że rząd, że przywódca polityczny jest od podejmowania decyzji, a nie od tworzenia uroczej atmosfery. Być może tak mu kazały postąpić wyniki badań marketingowych, ale wszystko jedno. Ważne, że rząd w końcu chce podejmować jakieś decyzje.

Trzeba docenić to, że premier odważył się mówić inaczej niż uwielbiany przez cały świat Barack Obama i wielu europejskich liderów. Mówił trzeźwo, wbrew panującym modom. Wrażenie było tak mocne, że lidera opozycji wywiało z sali sejmowej.

Tusk złapał wiatr w żagle. I nawet jeśli w sprawie euroobligacji przesadził, bo nie był to – z tego, co dziś wiemy – rzeczywisty projekt, tylko pojawiające się spekulacje na temat możliwości stworzenia takiego narzędzia, to jasno zarysował problem – bogata Europa, nasi zamożni sojusznicy, chce bronić swoich gospodarek kosztem naszych. Chce tworzyć protekcjonistyczne narzędzia, które stoją w kompletnej opozycji do wszystkich szczytnych idei Unii Europejskiej. I które – przede wszystkim – są dla nas groźne.

[srodtytul]Europejska ofensywa[/srodtytul]

Potem szef polskiego rządu rozpoczął akcję polityczną. Razem z premierem Czech Mirkiem Topolankiem zorganizował ofensywę, która zaskoczyła naszych zachodnich partnerów. Podjął próby przekonania Angeli Merkel, wbicia klina między Niemcy i Francję i zjednoczenia nowej, biedniejszej części Unii Europejskiej.

Zarzuty Jarosława Kaczyńskiego, że premier nie poparł Węgier proszących o wielkie wsparcie finansowe i tym samym nie tylko nie wykazał solidarności, ale odrzucił szanse na pożyczkę dla naszego kraju, wydają się być nietrafione. Zdają sobie z tego sprawę chyba nawet politycy PiS.

[srodtytul]Cień nadziei[/srodtytul]

Po pierwsze – Węgry nie miały szans na otrzymanie wielkich pieniędzy od Unii. Po drugie – i ważniejsze – walczymy o to, by wreszcie zachodni i światowi inwestorzy zaczęli rozróżniać nasze dwa kraje. By „Financial Times”, „WSJ”, „New York Times” i inne wpływowe gazety nie pisały o będącej w dramatycznych kłopotach Europie Środkowej, tylko inaczej o Węgrzech i Ukrainie, a inaczej o Polsce.

Powoli inwestorzy zaczynają rozróżniać nasze kraje, co daje szanse, że ich pieniądze wrócą na warszawski parkiet, że zaczną na powrót kupować złotego, że planując wybudowanie gdzieś fabryki, będą o nas myśleć jako o stabilnym miejscu.

No i sprawa ostatnia. Niezależnie od tego, czy się z tym zgadzamy, czy nie, Tusk postawił jasny cel polityczny, do którego rząd chce dążyć. Wprowadzenie nas do strefy euro, a wcześniej do korytarza ERM2.

Do dokonywania wyborów ekipę Tuska zmusił kryzys. Dopiero dzięki niemu wiele spraw może posunąć się do przodu. Przez półtora roku staliśmy bowiem w miejscu.

Czy ten cel wystarczy i czy ekipa Tuska będzie dość zdeterminowana, by go osiągnąć, to inna sprawa. Ale daje to cień nadziei, że sytuacja się zmieni. Że kiedy kryzys się skończy, możemy wyjść z niego wzmocnieni. A inni ciągle będą płacić wysokie odsetki od zaciągniętych długów. Ale by to wszystko zrobić, trzeba wizji, odwagi i konsekwencji. Czyli wszystkiego, czego do tej pory temu rządowi brakowało.

Być może teraz się to zmieni. Powinno, bo dla szefa rządu to sprawa życia i (politycznej) śmierci. Tusk mówił: „Ta batalia jest jak wojna”. A wojnę kończy się w glorii zwycięzcy lub hańbie przegranego. Stanów pośrednich nie ma.

Do niedawna rząd Donalda Tuska był całkowicie bezbarwny. Jedyną jego cechą charakterystyczną był uśmiech i bagatelizowanie problemów. Trudno było wskazać priorytety rządu czy cel polityczny – poza wygraniem następnych wyborów. Kiedy na świecie wybuchł kryzys, też długo zwlekano z przyznaniem, iż i u nas sytuacja jest trudna.

[srodtytul]Wbrew trendom[/srodtytul]

Pozostało 94% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości