Andrzej Zawada przygodę z górami rozpoczął jako dwudziestoparolatek, gdy poznał członków Klubu Wysokogórskiego w Warszawie. Jak będzie potem wspominał w miesięczniku „Góry”, postrzegano go wtedy jako osobę, która nie udziela się w życiu klubowym. Dlatego w 1960 roku nie zakwalifikował się na pierwszą powojenną wyprawę w góry wysokie – Hindukusz. Próbował jeszcze raz i znowu nie wyszło. „Wtedy pomyślałem, że nie tędy droga. Trzeba zorganizować własną wyprawę” – wspominał Zawada.
Stał się organizatorem i kierownikiem wielu wypraw wysokogórskich. Otrzymał nawet przydomek Lider. Pierwszy wszedł na Kunyang Chhish w Karakorum. Pierwsze zimowe wejście na siedmiotysięczny Noszak w Hindukuszu to też jego dzieło. Był kierownikiem wyprawy, która dokonała pierwszego zimowego wejścia na Mount Everest w 1980 roku.
– Wierzył, że ludzie mają marzenia i trzeba im pomóc je realizować – opowiada nasza redakcyjna koleżanka Monika Rogozińska, która towarzyszyła mu w wiosennej wyprawie na Mount Everest. – Dostałam obrzęku mózgu. On mnie nie wyrzucił i pozwolił iść dalej – wspomina Rogozińska. Była jedną z pierwszych Europejek, które przeszły słynny Ice Fall, gigantyczny lodospad broniący dostępu do kotła Everestu.
W dorobku Zawady są też dwie próby wejścia na Nanga Parbat.
W drugiej wyprawie na przełomie 1997 i 1998 roku znowu towarzyszyła mu Rogozińska, która relacjonowała wejście dla „Rz”. – Był młody duchem. W wieku 70 lat miał plany na kolejnych 30 – opowiada.