To nie Grzegorz Schetyna, a właśnie Ewa Kopacz pełni dziś funkcję wiernego pretorianina Donalda Tuska. Potrafi bronić premiera ze wszystkich sił.
Tusk? Mąż stanu, który przeprowadza nas przez gospodarczy kryzys, przez ciężkie posmoleńskie doświadczenia. Podziały w Platformie, syndrom partii władzy? Zdziwienie na twarzy. Przecież jest tak samo jak przed czterema laty! Nie ma pęknięć, jest zgodna współpraca. Służba zdrowia? Minister wymienia sukcesy z szybkością strzałów z karabinu maszynowego. Postęp jest gigantyczny, właściwie w każdej dziedzinie. Opisuje rysunek. W środku pacjent – on jest najważniejszy. Wokół nowe karetki, śmigłowce medyczne, nocna pomoc, więcej pieniędzy na niestandardową chemię, walkę z hemofilią, cukrzycą, wadami wrodzonymi. Za chwilę będą tańsze leki, szpitale, w których z głową liczą koszty i wielki informatyczny system, który pozwoli sprawnie zarządzać służbą zdrowia.
Ewa Kopacz stara się dbać także o swój wizerunek
Brukowce, kobiece pisma chętnie i ciepło piszą o pani minister. A to tabloid, oczywiście przypadkowo, obfotografuje Ewę Kopacz, która baraszkuje z psem na plaży. Innym razem kolorowa gazeta wypuści reporterów do Radomia na rozmowę z Markiem Kopaczem, który zaciągając się papierosem, ze smutkiem wyzna: – Rozpad małżeństwa to była w całości moja wina (…) Marek Balicki, poseł lewicy i były szef resortu zdrowia, ocenia, że Kopacz to klasyczny minister dla rządu Tuska, dla polityki Platformy. To znaczy funkcjonuje dobrze, ale nie w realnym życiu, tylko w wirtualnym, postpolitycznym. Występy w mediach, PR, konferencje prasowe, liczenie słupków poparcia, przeliczanie na nie swoich ewentualnych decyzji.
Jaka będzie polityczna przyszłość „doktor Ewy”? - przeczytajcie w najnowszym wydaniu tygodnika „Uważam Rze”.