Hołdys dzieli się swoimi złotymi myślami związanymi ze śmiercią bin Ladena. Swe rozważania zaczyna od pytania: Czyżby to był pierwszy pobeatyfikacyjny cud JP II-giego? By następnie w komentarzach napisać:

Człowiek jest durną istotą. Żadnej refleksji. Rozdaje tytuły świętych, cieszy się ze zbrodni, nadaje tej ostatniej wymiar sukcesu i plemiennego zwycięstwa. Otóż mam złe wieści: nie jestem kibolem w takich sytuacjach. Raczej zamykam się w sobie. Nie cieszy mnie śmierć Hitlera i wyroki śmierci na jego przyjaciół w procesie norymberskim, nie ucieszy mnie nigdy żadna śmierć największego nawet satrapy, bo nie jestem za karą śmierci. Znam życie, wiem że czasem dla ucięcia rodzącego się kultu lepiej pozbawić kogoś czci, życia, grobu i aury męczennika. Ale to nie naprawia gatunku ludzkiego. Kiedy piszę te słowa, zaginął w medialnym niebycie news o śmierci jednego z synów Kadafiego. I zniknął też news o tym, że żołdacy Kadafiego gwałcą brutalnie i masowo oraz wielokrotnie kobiety ze wsi i miast rebelianckich. Za każdą wyczekiwaną śmiercią stoją cierpienia, które się wraz z tą śmiercią nigdy nie kończą.

Kropkę nad „i” autor stawia kolejnym wpisem:

Myślę, że Al Kaida może próbować szukać następcy bin Ladena w Polsce.

Oczywiście, fani Hołdysa bezbłędnie odczytali intencje swojego pryncypała i wskazali na... Jarosława Kaczyńskiego. Podsumujmy: po nazwaniu prezesa PiS słowem na "ch" celebryta inteligentny inaczej dorzuca dziś skojarzenia Kaczyńskiego z Osamą Bin Ladenem. Takie są skutki dopieszczania lubelskiego eksposła ze świńskim ryjem przez media komercyjne. Hołdys po prostu chce przegonić Palikota. Idą łeb w łeb.