Zyta Gilowska o cudach i obietnicach Donalda Tuska

Jacek i Michał Karnowscy rozmawiają na temat kryzysu i działań rządu z profesor Zytą Gilowską. Całość - w nowym numerze "Uważam Rze"

Publikacja: 05.09.2011 10:02

Zyta Gilowska o cudach i obietnicach Donalda Tuska

Foto: W Sieci Opinii

Gilowska zapytana o kryzys w Polsce odpowiada:

Nie jestem tymi nastrojami zaskoczona. One mają bowiem jasną przyczynę: lekkomyślne postępowanie rządu. Trzy lata temu ostrzegałam, że „rząd, jak Czerwony Kapturek, beztrosko bieży przez ciemny las”. Może rządzący nie mieli świadomości, jakie wyzwania przed nimi stoją. Najpierw byli beztroscy, potem chaotyczni, następnie  rozrzutni. Na końcu sięgnęli do pieniędzy na emerytury oraz podnieśli podatki. Wbrew temu, co sami twierdzą, nie działali ani roztropnie, ani konsekwentnie. Liczyli, że przeczekają trudne czasy.

O obietnicach rządu Zyta Gilowska mówi:

Nasz rząd poobiecywał (...) istne cuda na kiju i bardzo się tym chwalił. Najwyraźniej sam w to wierzył. Obiecali szybkie zmniejszenie deficytu, prawie zrównoważony budżet w roku 2011, oczywiście bez zmian w Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE). Deficyt sektora finansów publicznych miał wynieść 1,9 proc. PKB, a tyle dokładnie wynosiły transfery do Otwartych Funduszy Emerytalnych. Istne déja vu, bo takie wyniki były w 2007 r.

Profesor Gilowska wyjaśnia, na co wydał pieniądze rząd Donalda Tuska:

Na przykład na urzędników. Pomiędzy końcem 2007 r. a końcem roku 2010 liczba urzędników wzrosła o 75 tys. Powtarzam słownie i tak panowie też zapiszcie: siedemdziesiąt pięć tysięcy! To kosztuje krocie. Sporo nas kosztują przepłacane inwestycje, np. autostrady. Bo bardzo przepraszam, ale jeżeli kilometr autostrady miał wedle niektórych szacunków sięgać 200 mln zł, to znaczy, że budowano ją albo w litej skale, albo na Księżycu. Szacunki z 2007 r., gdy projektowaliśmy program budowy dróg krajowych, sięgały 25 mln zł za kilometr. Ale panowie, odmawiam pełnienia roli poszukiwacza tego, na co poszły te pieniądze. To jest jałowe zajęcie. Jedno jest jasne – one się po prostu rozeszły.

Zyta Gilowska mówi także o swim ewentualnym powrocie do polityki:

Muszę panom powiedzieć, że czuję się trochę winna. Czuję się winna, ponieważ pod wpływem osobistych, bardzo mocnych okoliczności, musiałam zejść z głównego ringu politycznej sceny. (...) Jestem już starsza pani, a do takiej „jazdy” po stronie PiS potrzebna byłaby 25-latka z 50-letnim doświadczeniem. Nawałnica z lat 2006–2007 to pestka w porównaniu z tym, co by się działo, gdyby to PiS teraz sformował rząd.

 

Gilowska zapytana o kryzys w Polsce odpowiada:

Nie jestem tymi nastrojami zaskoczona. One mają bowiem jasną przyczynę: lekkomyślne postępowanie rządu. Trzy lata temu ostrzegałam, że „rząd, jak Czerwony Kapturek, beztrosko bieży przez ciemny las”. Może rządzący nie mieli świadomości, jakie wyzwania przed nimi stoją. Najpierw byli beztroscy, potem chaotyczni, następnie  rozrzutni. Na końcu sięgnęli do pieniędzy na emerytury oraz podnieśli podatki. Wbrew temu, co sami twierdzą, nie działali ani roztropnie, ani konsekwentnie. Liczyli, że przeczekają trudne czasy.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości