Palikot, czyli gwiazda jednego sezonu

Uderzające, że w kampanii nikt nie zajął się wszystkimi zwrotami i ciemnymi plamami kariery Janusza Palikota – zauważa publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 11.10.2011 02:16 Publikacja: 11.10.2011 01:59

Palikot, czyli gwiazda jednego sezonu

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Do pewnego stopnia można się zgodzić, że Janusz Palikot wprowadza nową jakość do polskiej polityki – jak wieszczą to rozentuzjazmowani dziennikarze „wiodących mediów". Pokazuje on, że nie obowiązują już w niej jakiekolwiek standardy czy tabu. Można zrobić i powiedzieć wszystko, rzucać dowolne insynuacje, kpić ze wszystkiego i obrażać przeciwników w najbardziej chamski sposób. Przy osobniku ze świńskim ryjem i gumowym penisem nieżyjący już Andrzej Lepper jawi się wprawdzie jako prostak, ale z zasadami.

Ulubieniec salonu

Winiarz z Biłgoraja kpił z ludzi, którzy zginęli w tragiczny sposób, szydził z cierpienia ich najbliższych, oskarżał ich o najgorsze. Szczycił się tym, że jego strategia polegała na odarciu z godności przeciwników, w tym urzędującego prezydenta, i na najcięższych pomówieniach.

Wszystko to nie przeszkadzało mu pozostawać ulubieńcem mediów i salonu III RP. Tak jak nie przeszkadzały długotrwałe postępowania o machlojki wyborcze (poprzednią kampanię, jak wynika z oficjalnych danych, ufundowali Palikotowi studenci i emeryci) czy oskarżenia o wyprowadzanie do rajów podatkowych swoich przedsięwzięć biznesowych, co trudno nie uznać za matactwa podatkowe.

Droga życiowa Palikota pokazuje, że jest on cynicznym karierowiczem. Na początku zgodnie z ówczesnym klimatem próbował przedstawiać się jako wysoce etyczny, chrześcijański biznesmen i fundował konserwatywny, katolicki tygodnik. Gdy wiatry powiały w inną stronę, zmienił swoją postawę o 180 stopni. Nie zdyskwalifikowało go to, a nawet nie umniejszyło jego medialnej popularności, co oznacza, że nic nie jest w stanie tego zrobić i że media polskie, a w każdym razie ich najbardziej wpływowe ośrodki, wyrzuciły na śmietnik historii jakiekolwiek zasady, poza, oczywiście, swoim dobrze pojętym interesem. Uderzające było w kampanii, że nikt nie zajął się wszystkimi zwrotami i ciemnymi plamami kariery popierającego siebie osobnika.

Palikot zresztą doskonale pasuje do swoich haseł i wręcz wciela ową „oświeceniową" rewolucję – jak ją zwykł nazywać ku uznaniu powtarzających to za nim dziennikarzy i celebrytów. Otóż rewolucja owa ma kontrkulturowy charakter i polega na „wyzwalaniu" (emancypacji) jednostki ludzkiej ze wszelkich ograniczeń, czyli norm i zasad, na jakich musi opierać się kultura, w tym także ta, która stworzyła „Europę" i dała jej impuls do zdominowania świata.

Obecna kontrkulturowa rewolucja, która mieni się być kontynuacją czy wręcz spełnieniem europejskiej cywilizacji, w rzeczywistości jest jej zaprzeczeniem. Wprawdzie wzniesiony przez przodków w oparciu o tradycyjne zasady gmach europejski jest solidny i jeszcze czas jakiś mogą pasożytować w nim jego obecni destruktorzy, ale już widać tego konsekwencje. Europa traci dynamizm i powoli staje się ciągle zasobnym, ale nietwórczym i osuwającym się w drugorzędność turystycznym skansenem.

Przygrywka do rewolucji

Kraje postkomunistyczne ominęła kontrkulturowa rewolucja, ale obecnie w splecionej rozmaitymi więzami Europie, a zwłaszcza w Unii, narażone są na jej ofensywę. Rewolucja ta stanowi dzisiaj jedyną ideologię wywodzącej się z kontestacyjnych ruchów i stanowiącej unijny establishment lewicy.

Wspierana przez establishment III RP i jej media kontrkulturowa rewolucja pod patronatem UE jest zjawiskiem, z którym będziemy się musieli zmagać długie lata

Toteż instytucje brukselskie robią wszystko, aby zaimplantować go w krajach przystępujących do UE, wspierając funduszami  przedsięwzięcia wymierzone w religię i klasyczną (a więc jedyną, którą znamy) kulturę.

Wydawałoby się, że tradycyjna i katolicka Polska jest impregnowana na tego typu tendencje, ale duch czasu dociera i do nas. Przygrywką do wojny kulturowej było starcie o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Awantura sprowokowana została przez prezydenta Komorowskiego i trudno przypuścić – nawet w jego wypadku – aby był to przypadek. Oczywiście, ani Bronisławowi Komorowskiemu, ani PO, której był on w tej kwestii przedstawicielem, nie chodziło o żadną kulturową rewolucję. Jak zawsze celem było zapędzenie do narożnika, a właściwie do skansenu politycznych przeciwników. Chodziło o to, aby ludzi walczących o ujawnienie prawdy o katastrofie smoleńskiej przedstawić jako opętanych nienawiścią i agresywnych „rydzykowców", a Jarosława Kaczyńskiego jako cynicznie manipulującego symbolami religijnymi politykiera. To zresztą znamienne, że obecna wydrążona z jakichkolwiek idei (nie piszę o ideologii, ale nawet najszerzej rozumianych ideach) władza nie przejmuje się dalszymi konsekwencjami swoich doraźnych partyjnych działań. Demonstruje to także wspomaganie owych tendencji przez obecne Ministerstwo Kultury.

Polityczny cwaniak

Cała awantura pokazała jednak, jak silny jest zwłaszcza w wielkomiejskim establishmencie III RP antyklerykalny i kontrkulturowy potencjał. Polityczny cwaniak, którym jest Palikot, postanowił go zagospodarować, zwłaszcza że owe postawy być może najsilniejsze są w mediach, z których nauczył się on korzystać.

10 proc., które zdobył, to nie tak znowu dużo i można uznać, że w każdym społeczeństwie, zwłaszcza pozbawionym twardego kulturowego kośćca – a takim jest każda zbiorowość po latach komunizmu – może zdarzyć się tego typu margines popierający polityczne patologie. Charakterystyczne, że główna masa wyborców Palikota to młodzi ludzie o średnim wykształceniu ze wsi lub małych miasteczek. To zwykle osoby oderwane od swojego naturalnego środowiska kulturowego, nieodnajdujące się w świecie, do którego aspirują, i tym bardziej usiłujące eksponować jego najbardziej zewnętrzne atrybuty.

Z drugiej strony jednak zwycięstwo Palikota nad SLD wydaje się przypieczętowywać los postkomunistycznej lewicy w Polsce. Okazuje się, że albo weźmie ona na sztandary kontrkulturowe hasła współczesnej europejskiej lewicy, a więc zmieni swoją tożsamość, albo zrobi to za nią jakiś Palikot, przejmując jej rolę. Byli beneficjenci PRL przywiązani do spadkobiercy PZPR, jakim jest SLD, powoli wymierają. Zrozumiał to Ryszard Kalisz, który wydaje się najbardziej prawdopodobnym następcą Grzegorza Napieralskiego. Istnieje zresztą możliwość, że Tusk wspierał Palikota jako osobę, która zajdzie SLD z lewa (Napieralski był nieco związany postawami starych towarzyszy, którzy nie lubią obyczajowych nowinek).

Dziś Palikot deklaruje daleko idące otwarcie w kierunku PO. Nigdy zresztą zbyt mocno (w porównaniu z Kaczyńskim i PiS) nie atakował premiera. W efekcie Tusk nie tylko wygrał wybory, ale znajduje się w wygodnej pozycji rozgrywającego lewą stronę sceny politycznej. A przecież tylko o to mu chodzi, a nie o jakieś długofalowe zjawiska czy też rację stanu, w którą nie wydaje się w ogóle wierzyć.

Palikot to najprawdopodobniej gwiazda jednego sezonu politycznego, ale wspierana przez establishment III RP i jej media kontrkulturowa rewolucja pod patronatem UE jest zjawiskiem, z którym będziemy się musieli zmagać długie lata.

Do pewnego stopnia można się zgodzić, że Janusz Palikot wprowadza nową jakość do polskiej polityki – jak wieszczą to rozentuzjazmowani dziennikarze „wiodących mediów". Pokazuje on, że nie obowiązują już w niej jakiekolwiek standardy czy tabu. Można zrobić i powiedzieć wszystko, rzucać dowolne insynuacje, kpić ze wszystkiego i obrażać przeciwników w najbardziej chamski sposób. Przy osobniku ze świńskim ryjem i gumowym penisem nieżyjący już Andrzej Lepper jawi się wprawdzie jako prostak, ale z zasadami.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości