Protesty rozbujają Rosję - Gleb Pawłowski

Władze nie przyjęły jeszcze ostatecznej strategii. Starają się czekać: nie przeszkadzać i nie iść na konfrontację z tłumem. Kreml chce się przekonać, jak silni są jego przeciwnicy – mówi były strateg Kremla Gleb Pawłowski Tatianie Serwetnyk

Publikacja: 29.12.2011 00:14

Protesty rozbujają Rosję - Gleb Pawłowski

Foto: ROL

24 grudnia na ulice Moskwy wyszły tysiące ludzi. Czy protesty zmienią politykę Rosji? Jaki przewiduje pan scenariusz przed wyborami prezydenckimi w marcu przyszłego roku?

Gleb Pawłowski:

W Rosji powstaje nowa scena polityczna, ale na razie nie wiemy, kim są główni obecni na niej gracze. Podczas wiecu w Moskwie padało wiele płomiennych deklaracji, nie wiadomo jednak, czy zwolennicy przemian mają coś konkretnego do zaproponowania i kto będzie ich słuchał. W tworzącej się nowej politycznej rzeczywistości ktoś będzie musiał odgrywać główną rolę, ale silnych osobowości na razie nie widzę.

Nie powiedziałbym, że Nawalny został bożyszczem mas. Wiele osób w ogóle nie przyszło na wiec dla liderów opozycji, lecz z ciekawości

A znany bloger Aleksiej Nawalny, który chce tworzyć partię, a w przyszłości być może walczyć o prezydenturę?

Nawalny jest radykałem. Dobrze odgrywa swoją rolę i wśród innych radykalnie nastawionych do Kremla osób jest najbardziej popularny. Chce być liderem i wybrał odpowiednią strategię. Byłem jednak na sobotnim wiecu i wiem, jaki stosunek mają do niego ci, którzy tam przyszli. Traktowali go oczywiście lepiej niż pozostałych, ale nie powiedziałbym, że został bożyszczem mas. Wiele osób w tłumie w ogóle nie przyszło na wiec dla liderów opozycji, lecz po prostu z ciekawości lub dlatego, że chcieli porozmawiać o swoich problemach. Nawalny dobrze rozgrywa polityczne karty i nie ukrywa swoich ambicji. Ma je wypisane na czole i to właśnie wzbudza zaniepokojenie.

Nawalnemu nie ufają ani wielkomiejscy konserwatyści, ani przedstawiciele klasy średniej czy dobrze prosperujący biznesmeni.

Rosyjscy eksperci twierdzą, że Kreml zaczyna się bać Nawalnego i nasilających się protestów. Niektórzy ostrzegają, że należy się spodziewać fali represji.

Władze są skonfundowane, ale nie sądzę, by nie wiedziały, co robić. Po prostu nie przyjęły jeszcze ostatecznej strategii. Starają się czekać: nie przeszkadzać i nie iść na konfrontację z tłumem. Kreml chce się przekonać, jak silni są jego przeciwnicy. Władze widzą, że do masowych protestów dochodzi na razie przede wszystkim w Moskwie, a już w Petersburgu jest o wiele spokojniej.

Czy można mówić o podziale w elicie władzy?

Dmitrij Miedwiediew z pewnością chce wykorzystać protesty, by wzmocnić swoją pozycję, stara się zatem wyjść naprzeciw protestującym. Władimirowi Putinowi to się nie podoba, ale dopóki Miedwiediew jest prezydentem, niewiele może zrobić. Sięga jednak po dostępne mu instrumenty, choćby decydując o wyrzuceniu ze stanowiska Władimira Surkowa (zastępcy szefa administracji prezydenta – red.). To duży cios dla Miedwiediewa.

Opozycja wzywa Rosjan do kolejnych protestów dopiero w lutym. Czy to nie błąd?

Zależy, z czyjego punktu widzenia na to patrzeć (śmiech). Nie jestem nastawiony radykalnie i nie chciałbym, aby w środku zimy w rosyjskiej stolicy doszło do paraliżu infrastruktury politycznej i gospodarczej.

Ale czy ta zwłoka ma sens z punktu widzenia opozycji? Czy ludzie się nie zdemobilizują? Czy za dwa miesiące nadal będą chcieli przychodzić na wiece?

Cóż, ludzie przecież mogą po prostu się rozjechać. Sądzę, że wiece zaplanowano na luty z uwagi na święta Bożego Narodzenia (w Rosji przypadają na początku stycznia – red.). Jesteśmy co prawda krajem prawosławnym, ale wiele osób wyjeżdża już na katolickie święta i wraca do Rosji w drugiej połowie stycznia.

Podczas ukraińskiej pomarańczowej rewolucji tysiące protestujących zostawały na placu Niepodległości w Kijowie dzień i noc.

Na Ukrainie była inna sytuacja. Połowa ówczesnego kierownictwa państwa przeszła na stronę protestujących. W Rosji tego nie ma. Na sobotni wiec przyszedł co prawda były minister finansów Aleksiej Kudrin, ale bardziej w charakterze posłańca – być może nawet samozwańczego – Władimira Putina, a nie po to, by poprzeć protestujących. Owszem, zorganizowanie protestów w lutym oznacza spowolnienie działań, ale cały proces zmian zyskał w międzyczasie drugą siłę napędową, którą stał się – paradoksalnie – sam Putin, przeciwko któremu skierowane są protesty. Kampania przed wyborami prezydenckimi z pewnością rozkołysze kraj.

Czy sądzi pan, że opozycja będzie elastycznie reagować na rozwój sytuacji?

Nie wiem nawet, kogo ma pani na myśli, mówiąc „opozycja". Należą do niej przecież różne grupy. W utworzonym komitecie organizacyjnym protestów nie przepadają na przykład za zwolennikami lewicy i nacjonalistami.

A przecież to oni przede wszystkim reprezentują niezadowolone masy. Jeden z przedstawicieli tej opozycji, lider radykalnego Frontu Lewicy Siergiej Udalcow siedzi w więzieniu i obawiam się, że grozi mu poważne niebezpieczeństwo. Jeśli zginie, można go będzie uznać za ofiarę systemu.

Gleb Pawłowski jest rosyjskim politologiem. Dysydent w czasach ZSRR, w latach 1996 – 2011 kremlowski strateg polityczny. Obecnie szef moskiewskiej Fundacji Polityki Efektywnej

24 grudnia na ulice Moskwy wyszły tysiące ludzi. Czy protesty zmienią politykę Rosji? Jaki przewiduje pan scenariusz przed wyborami prezydenckimi w marcu przyszłego roku?

Gleb Pawłowski:

Pozostało 97% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości