Błędy Obamy wobec Polski

Ciężko dostrzec jakiekolwiek wymierne efekty polityki „resetu" z Rosją – twierdzi amerykański ekspert ds. polityki zagranicznej Jamie M. Fly w rozmowie z Dominiką Sztuką

Aktualizacja: 21.03.2012 18:36 Publikacja: 21.03.2012 17:59

Jamie M. Fly

Jamie M. Fly

Foto: materiały prasowe

Red

Popularność Baracka Obamy w Europie osłabła. Mieszkańcy Starego Kontynentu są rozczarowani jego polityką wobec Unii. Słusznie?

Jamie M. Fly:

Podobnie jak wielu Amerykanów, również Europejczycy mogą czuć się zawiedzeni tym, jak przebiega prezydentura Baracka Obamy. Podczas kampanii wyborczej Obama rozbudził nadzieje zarówno w kraju, jak i za granicą. Kiedy latem 2008 roku odwiedził Stary Kontynent, zaprezentował się jako polityk zdecydowanie bardziej proeuropejski niż jego poprzednik, George W. Bush. Można było oczekiwać, że Europa stanie się jednym z priorytetów jego prezydentury, że Obama będzie chciał naprawić to, co w oczach wielu Europejczyków zepsuł Bush w dziedzinie stosunków transatlantyckich. Ale Obama przyjął inną strategię. I choć generalnie jego podejście do Europy wydaje się  bardziej „strawne" dla jej mieszkańców, to jednak obecna administracja szybko określiła priorytety swojej polityki zagranicznej poza Starym Kontynentem: w Rosji czy Chinach. Koncentruje się też raczej na wzrastających potęgach takich jak Chiny czy Indie, ale również na Turcji czy Brazylii. Obama nie zwraca dostatecznej uwagi na historyczne więzi pomiędzy USA i Europą, wspólne dla nas wartości czy powiązania gospodarcze.

Czy dlatego, że sytuacja na arenie międzynarodowej uległa zmianie? Dziś strategiczne interesy USA znajdują się raczej w Azji czy w Ameryce Południowej.

Istnieją obiektywne trendy, które każdy prezydent musi wziąć pod uwagę. Kryzys strefy euro czy – ogólnie – problemy ekonomiczne, które zawładnęły Europą, na pewno do takich należą. Zdominowały one politykę europejską, ale przede wszystkim postawiły znak zapytania nad przyszłością strefy euro czy też w ogóle integracji europejskiej.

Punktem zwrotnym w stosunkach USA z Europą Środkową było wycofanie się Obamy z instalacji tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Był to symboliczny moment, w którym my, Polacy, oraz nasi sąsiedzi uświadomiliśmy sobie, że kierunek polityki zagranicznej USA się zmienia.

To nie była dobra decyzja. Obecna administracja nie porzuciła jednak całkowicie tego pomysłu. Najwięcej zastrzeżeń wywołał styl podjęcia tamtej decyzji, a następnie jej ogłoszenie. Oczywiście dla nikogo nie było niespodzianką, że nowy prezydent nie jest zwolennikiem tarczy. Zarówno my w Waszyngtonie, jak i osoby zaangażowane w realizację projektu po drugiej stronie oceanu, byliśmy świadomi, że w pierwszych miesiącach prezydentury Obamy rewidowano system anytrakietowy. W procesie tym uczestniczyło wielu polityków i specjalistów z Europy. Strona amerykańska nie zadała sobie jednak trudu, żeby wyjaśnić Polakom i Czechom, że planowana jest zmiana strategii i na czym miałaby ona polegać. Politycy w Warszawie i Pradze zostali przez prezydenta Obamę postawieni w niezręcznej sytuacji, stracili na wiarygodności w oczach swoich wyborców. Wielu polityków zaryzykowało kariery, angażując się w projekt, który miał też wielu przeciwników, i zapłaciło za to wysoką polityczną cenę. Ponadto w przypadku Polski decyzja o ogłoszeniu rezygnacji z tarczy w 70. rocznicę napaści Związku Radzieckiego na wasz kraj była zdecydowanie nie na miejscu...

Lech Wałęsa i Vaclav Havel wystosowali wtedy list do amerykańskiego prezydenta. Apelowali, by USA nie lekceważyły Europy Środkowej. Mieli rację?

Tak. Szczególnie w przypadku Polski, ale do pewnego stopnia również w Czechach, nie sama tarcza była najistotniejsza. Szło o wyraz zaangażowania USA w regionie. Warszawie szczególnie zależało na amerykańskiej obecności w Polsce i tarcza miała w symboliczny sposób przypieczętować sojusz polsko-amerykański. Miała być dla Polski gwarantem bezpieczeństwa, szczególnie w odniesieniu do Rosji, ale i innych globalnych zagrożeń. Miała potwierdzić, że traktujemy was serio. Na szczęście administracji Obamy udało się znaleźć inny sposób, żeby Amerykanie chociaż w jakimś stopniu byli obecni w Polsce. Mowa o nowym systemie obrony przeciwrakietowej w Europie, której będziecie częścią. Tego samego nie można jednak powiedzieć w odniesieniu do Czech. Nie udało się zrekompensować im rezygnacji z tarczy, co niestety w poważny sposób odbiło się na stosunkach amerykańsko-czeskich.

W liście liderzy środkowoeuropejscy ostrzegli Obamę przed rewizjonistycznymi ambicjami Rosji. Czy wycofanie się z tarczy to był efekt sprzeciwu Moskwy? Czy też „polityki resetu", czyli strategii ocieplania stosunków USA z Rosją?

Jestem pewien, że nowa polityka prezydenta Obamy w stosunku do Moskwy miała znaczenie przy podjęciu decyzji o rezygnacji z tarczy. Biały Dom wysłał na Kreml wymowny sygnał, że poważnie myśli o ocieplaniu stosunków pomiędzy Waszyngtonem a Moskwą. I że „reset" należy do głównych priorytetów Obamy. Rosja nie jest również zadowolona z planów rozmieszczenia nowego systemu amerykańskiej obrony przeciwrakietowej w Europie. Dlatego też, wydaje się, że prezydent Obama, rezygnując z tarczy w Polsce i w Czechach, do pewnego stopnia ustąpił Rosji, nie posunął się jednak aż tak daleko, jak to przewidywano w niektórych scenariuszach.

Jako były dyrektor ds. przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się broni masowego rażenia w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego USA, wie pan, czy tarcza antyrakietowa faktycznie stanowiła zagrożenie dla Rosji? Tak przedstawiała to Moskwa.

Nie. Ale administracja Obamy również poprzez swoją ówczesną retorykę za bardzo uwiarygodniła wersję Rosjan, jakoby tarcza była dla nich groźna. My, czyli osoby odpowiedzialne za tarczę w poprzedniej administracji i – co wiem na pewno – obecna administracja również, odbyliśmy serię rozmów technicznych ze stroną rosyjską. Dotyczyły rakiet przechwytujących, które miały być zainstalowane w Polsce i technicznych możliwości radaru, który miał stanąć w Czechach. Te kwestie pomiędzy nami a Moskwą były jasne: radar nie mógłby widzieć rosyjskiego terytorium i nikt nie miał co do tego wątpliwości.

Czy  Ameryce opłaciło się wycofać z Europy Środkowej i zwrócić ku Rosji?

Zdecydowanie nie. Częściowo właśnie z powodu strat, jakie Ameryka poniosła, zaniedbując sojuszników w Europie Środkowej. Także dlatego, że polityka ocieplania stosunków z Rosją nie przyniosła pożądanych rezultatów – szczerze mówiąc, ciężko jest dostrzec jakiekolwiek wymierne efekty „resetu". „Reset" okazał się porażką prezydenta Obamy. Więcej, przyczynił się do wzmocnienia rosyjskiego reżimu, który przecież nadal miewa problemy z przestrzeganiem praw człowieka oraz zasad demokratycznego państwa. O tych kwestiach Obama nie chce jednak ze stroną rosyjską rozmawiać, obawiając się negatywnych skutków dla polityki ocieplenia.

Tymczasem Polska przybrała proeuropejski kurs i też postanowiła ocieplić stosunki z Moskwą. Aż 68 proc. Polaków uznało ubiegłoroczną wizytę Baracka Obamy w Polsce za nieistotną.

Wydaje się, że administracja USA sama uznała swoją wcześniejszą politykę za błędną, gdyż od pewnego czasu obserwujemy zmianę wobec Warszawy i innych stolic Europy Środkowej. I choć nadal pozostawia ona wiele do życzenia, to prezydent Obama stara się częściej rozmawiać z partnerami z waszego regionu, przykłada większą wagę do spraw, które są dla nich istotne.

W ostatnim czasie USA zamknęły swoją ambasadę w Damaszku i zwróciły się z prośbą do Polski, by reprezentowała ich interesy w Syrii. Czy tę decyzję również możemy odczytywać jako wzrost zainteresowania Obamy Polską?

Reprezentowanie innego kraju, szczególnie w tak nieprzyjaznych warunkach, jakie panują w Syrii, to nie lada zadanie i jesteśmy wdzięczni Polsce, że się go podjęła. Kilka lat temu – jeszcze pod rządami prezydenta Busha – pojawiła się sugestia, żeby w przyszłości powierzać tego typu zadania państwom sojuszniczym. Ta decyzja jest wyrazem zaufania i bliskiej współpracy pomiędzy naszymi państwami, aczkolwiek nie przeceniałbym wagi tego wydarzenia. Różne państwa są przez nas proszone o reprezentowanie naszych interesów, w zależności od okoliczności.

Czy powinniśmy oczekiwać zmian w polityce zagranicznej wobec Europy, w tym Polski, jeśli to republikanin pokona w listopadzie demokratę Obamę?

Mam nadzieję, że tak. Prezydent-republikanin na pewno będzie poświęcał więcej uwagi tradycyjnym sojusznikom Ameryki niż Obama. Nie spodziewałbym się jednak żadnej rewolucji. Raczej powrotu do typowej dla Partii Republikańskiej polityki zagranicznej opartej na tradycyjnych, sprawdzonych sojuszach, od której administracja Obamy się odwróciła, umniejszając znaczenie naszych koalicjantów – nie tylko w Europie Środkowej, ale również takich jak Wielka Brytania, Japonia czy Korea Południowa.

A zmieni się polityka USA wobec Rosji?

Zobaczymy odwrót od polityki „resetu" z Rosją. Nie twierdzę, że stosunki Waszyngton – Moskwa ulegną drastycznemu pogorszeniu, ale na pewno zaczną w większym stopniu odzwierciedlać stan faktyczny, uwzględniając istotne różnice pomiędzy obydwoma krajami. Myślę, że taki zwrot leży w interesie państw Europy Środkowej, zważywszy na ich położenie geograficzne oraz na często szkodliwe działania Moskwy w regionie w dziedzinie energetyki czy w cyberprzestrzeni. Jednakże pewne strukturalne czynniki, z którymi mamy do czynienia, takie jak kryzys ekonomiczny,nie pozwolą żadnemu prezydentowi uczynić z polityki zagranicznej priorytetu, bez względu na to, kto wygra wybory. Pamiętajmy, że jeśli zwycięży republikanin, to dlatego, że wyborcy uznają, iż będzie on w stanie lepiej sprostać wyzwaniom gospodarczym aniżeli prezydent Obama. Najważniejszym zadaniem nowego prezydenta będzie wyprowadzenie kraju z kryzysu, tworzenie nowych miejsc pracy oraz walka z deficytem budżetowym. Również na arenie międzynarodowej, jak już wspominałem, najważniejsze wyzwania dla Ameryki znajdują się poza Europą: w Azji czy na Bliskim Wschodzie.

A czy Waszyngton wróci do pomysłu instalacji tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach?

Mało prawdopodobne. Każdy z kandydatów walczących o republikańską nominację popiera zdecydowanie system obrony przeciwrakietowej w Europie według pomysłu obecnej administracji. Zmiana strategii obrony przeciwrakietowej co kilka lat jest nierozsądna. Wymaga wymiany technologii na nowszą, co pociąga za sobą ogromne koszty. Spowalnia cały proces budowania ochrony antyrakietowej i zmniejsza potencjał USA w tym obszarze. Niemniej jednak podstawowym zarzutem dla nowego systemu – jak twierdzą krytycy – jest jego niezdolność przechwytywania irańskich pocisków dalekiego zasięgu, które w ciągu następnych trzech do ośmiu lat mogą zagrozić Stanom Zjednoczonym. Rakiety przechwytujące, które prezydent Bush planował zainstalować w Polsce, miałyby takie możliwości. Dlatego też prawdopodobne jest, iż któryś z kandydatów po ewentualnym zwycięstwie zdecyduje się przywrócić poszczególne elementy poprzedniego planu. Mitt Romney na przykład oficjalnie opowiada się za takim rozwiązaniem. Najważniejsze pozostaje jednak to, żeby ta czy jakakolwiek inna administracja była w stanie za pośrednictwem tarczy antyrakietowej – lub w inny sposób – dostarczyć Polakom i innym narodom środkowoeuropejskim symbol zaangażowania Stanów Zjednoczonych w ich regionie.

Jamie M. Fly jest ekspertem ds. polityki zagranicznej, szefem The Foreign Policy Initiative (FPI) – jednego z wiodących konserwatywnych think tanków. W administracji Georga W. Busha był dyrektorem ds. przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się broni masowego rażenia w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego USA.

Popularność Baracka Obamy w Europie osłabła. Mieszkańcy Starego Kontynentu są rozczarowani jego polityką wobec Unii. Słusznie?

Jamie M. Fly:

Pozostało 99% artykułu
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Sędziowie decydują o polityce Rumunii
Publicystyka
Marek Migalski: Prawa mężczyzn zaważą na kampanii prezydenckiej?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Szary koń poszukiwany w kampanii prezydenckiej
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką