Nad wnioskiem o wotum zaufania wobec Szumilas będą w czwartek debatować posłowie. PiS dmie wprawdzie głównie w polityczną trąbę dotyczącą zamieszania wokół nauki historii, ale dotychczasowe dokonania pani minister, zwłaszcza w perspektywie wyzwań, nie wyglądają najlepiej.
Już samo znalezienie kandydata na ministra edukacji było jednym z trudniejszych zadań, przed jakim stanął premier Donald Tusk po wygranych w październiku ubiegłego roku wyborach. W kuluarach mówiło się, że trwa łapanka na szefa MEN. Tusk chciał oddać resort w ręce autorytetu, który miał posprzątać bałagan po minister Katarzynie Hall. Problem polegał na tym, że nikt tego zadania nie chciał się podjąć.
Było już bowiem wiadomo, że reforma dotycząca obniżenia wieku szkolnego zostanie zmodyfikowana. Rodzice nie chcieli posyłać do szkół sześciolatków. Kolejny problem pojawił się w przedszkolach. Tam niezadowolenie rodziców wzbudziła możliwość pobierania dodatkowych opłat za opiekę w publicznych placówkach.
Wtedy pojawiła się kandydatura Krystyny Szumilas, do tej pory wiceminister edukacji, o której mówiło się, że jest komisarzem politycznym w resorcie kierowanym przez niepartyjną Hall.
Według zakulisowych informacji za Szumilas przemawiał fakt, że jest kobietą, a Tusk potrzebował więcej przedstawicielek tej płci w rządzie.