Łupkowy falstart

Bułgarzy, Czesi i Rumunii w przeciwieństwie do Polski niechętnie patrzą na gaz łupkowy - twierdzą eksperci Ośrodka Studiów Wschodnich

Publikacja: 16.10.2012 19:00

Łupkowy falstart

Foto: archiwum prywatne

Red

Emocje wokół gazu łupkowego w Europie nie słabną i świadczą o tym nie tylko burzliwe dyskusje w Parlamencie Europejskim. Jeszcze ciekawszy przebieg mają łupkowe rozgrywki w Bułgarii, Czechach i Rumunii. W krajach tych przyznanie zezwoleń na poszukiwanie surowca wywołało falę krytyki ze strony aktywistów ekologicznych oraz społeczności lokalnych, rozgrzało scenę polityczną i skłoniło rządy do przyjęcia rozwiązań skutecznie blokujących wiercenia.

Bułgarzy, Czesi i Rumunii w przeciwieństwie do Polski niechętnie patrzą na gaz łupkowy - twierdzą eksperci Ośrodka Studiów Wschodnich

Przebieg wydarzeń w trzech wspomnianych krajach był podobny. Władze przyznały koncesje zagranicznym firmom wydobywczym, co wywołało sprzeciw środowisk ekologicznych. W antyłupkowe protesty zaangażowały się społeczności lokalne, co wzbudziło zainteresowanie mediów, a następnie polityków. Tradycyjnie spór między przeciwnikami a zwolennikami łupków toczy się wokół dwóch tematów: potencjalnych zagrożeń związanych ze szczelinowaniem hydraulicznym oraz potencjalnych zysków płynących z krajowej eksploatacji gazu. W skrócie chodzi więc o zdrowie i pieniądze, co czyni z kwestii gazu łupkowego znakomite narzędzie walki politycznej. Poza politykami do debaty włączyły się krajowe i zagraniczne grupy interesów, przez co robi się jeszcze ciekawiej. W Bułgarii, Czechach i Rumunii rezultatem takiej gry była całkowita zmiany stanowiska władz względem gazu łupkowego. Przez ostatni rok tamtejsze rządy przeszły z pozycji neutralnych lub przychylnych na sceptyczne lub niechętne poszukiwaniom łupków. Dlaczego państwa wrażliwe na punkcie bezpieczeństwa energetycznego i uzależnione od dostaw gazu ze Wschodu podejmują takie decyzje?

Po pierwsze: obawy autentyczne i wykreowane

Odwrót Bułgarów, Czechów i Rumunów od gazu łupkowego jest związany z sytuacją na scenie politycznej w każdym z tych krajów. We wszystkich państwach debata na temat łupków nałożyła się na kampanie wyborcze, przez co temat wierceń stał się wygodnym narzędziem atakowania rządzących. Popularność zyskał pogląd, że „władza zamiast dbać o zdrowie obywateli, dba o zyski obcych koncernów".

Strach przed skutkami szczelinowania hydraulicznego w Bułgarii, Czechach i Rumunii jest bez wątpienia autentyczny, nie brakuje tam jednak aktywistów i polityków chcących wykorzystać ten temat do zwiększenia swojej popularności. Co ciekawe, polityczny spór o łupki wcale nie musi biec wzdłuż podziałów partyjnych. W Czechach, gdzie 12 i 13 października odbędą się wybory regionalne, wszyscy politycy z obszarów koncesyjnych są przeciwni wierceniom. W tej sytuacji ich przeciwnikiem są więc koncerny wydobywcze i władza centralna. Podobnie było w Bułgarii i Rumunii.

Po drugie: jak nie rozmawiać ze społeczeństwem

Realne i wykreowane obawy przed zanieczyszczeniem środowiska są dodatkowo potęgowane przez błędy, jakie w każdym z krajów popełniły władze, podejmując współpracę z firmami branży łupkowej. Rumuński rząd, nie wiedzieć czemu, przez ponad miesiąc utajniał umowę z Chevronem, choć amerykańska firma – widząc narastające protesty i chcąc przeciąć niezdrową atmosferę spisku – sama zachęcała premiera do jej ujawnienia. Podobna sytuacja miała miejsce w Bułgarii, gdzie rząd przez ponad pół roku głosił bombastyczne hasła o energetycznej niezależności i przyszłych rekordowych zyskach z przyznawania licencji, a jednocześnie unikał jak ognia debaty nad kwestiami ekologicznymi. W przyzwyczajonym do skandali korupcyjnych bułgarskim społeczeństwie takie zachowanie stanowi czytelny sygnał, że z tymi łupkami jest coś nie tak.

Nieco inna sytuacja była w Czechach, gdzie wyznaczone obszary koncesyjne nakładały się na tereny parków krajobrazowych i zasoby wody mineralnej. Lokalne społeczności skarżyły się, że przez lata władze utrudniały im wszelkie projekty budowlane, uzasadniając swoje stanowisko troską o środowisko. Lokalnym władzom trudno zatem było zrozumieć, dlaczego nagle, bez konsultacji z samorządem, rząd zezwala na ryzykowne wiercenia.

Po trzecie: deficyt informacji

Przeprowadzenie rzetelnej debaty na temat gazu łupkowego utrudniał również deficyt informacji o faktycznych rozmiarach złóż surowca. Co za tym idzie, zwolennicy wierceń nie byli w stanie przedstawić wyliczeń potencjalnych zysków, jakie mogłyby płynąć z eksploatacji. Ponadto, zagraniczne firmy zainteresowane złożami gazu łupkowego w tych krajach nie stworzyły zwartych i silnych grup interesu. W konsekwencji aktywiści ekologiczni bardzo łatwo zdominowali debatę łupkową takimi hasłami jak szczelinowanie hydrauliczne to „zatrucie wód gruntowych, ogień w kranach i trzęsienia ziemi".

Warto przy tym pamiętać, że skala zainteresowania zachodnich koncernów Bułgarią, Czechami i Rumunią jest o wiele mniejsza niż Polską. W najbardziej perspektywicznej pod względem wydobycia Rumunii firmy zainteresowane wydobyciem gazu łupkowego można policzyć na palcach jednej ręki. Przed wprowadzeniem zakazu w Bułgarii wydano ledwie trzy koncesje, a w Czechach, gdzie przygotowuje się moratorium, tylko dwie.

A może wątek rosyjski?

Podejście Bułgarii, Czech i Rumunii do gazu łupkowego może budzić zaskoczenie – wszystkie bowiem borykają się z silnym uzależnieniem od dostaw gazu z kierunku wschodniego. Nic więc dziwnego, że media chętnie spekulują w tym kontekście o czynniku rosyjskim. Szczególnie popularny jest pogląd, że Rosja, chcąc utrzymać pozycję głównego dostawcy gazu do Europy, prowadzi w całej UE skoordynowaną kampanię antyłupkową. W tym celu Moskwa poprzez powiązane ze sobą firmy energetyczne i organizacje ekologiczne miałaby wywierać wpływ na rządy w poszczególnych krajach i instytucje unijne. Naturalnie sytuacja w Bułgarii, Czechach i Rumunii miałyby być dowodem na skuteczność rosyjskiego lobbingu.

Najczęściej w kontekście rosyjskim podawany jest przykład Bułgarii. W kraju tym w publiczną krytykę gazu łupkowego w niemałym stopniu zaangażowały się środowiska stawiające na bliską współpracą polityczną i energetyczną z Rosją – na przykład reprezentanci postkomunistycznej lewicy czy przemysłu jądrowego. W Rumunii i Czechach publiczna aktywność podobnych środowisk była jednak incydentalna.

Analizując przebieg debaty łupkowej w tych krajach, widać wyraźnie, że to błędy władz w komunikacji ze społeczeństwem i brak wiarygodnych obietnic zysków z łupków zadecydowały o wstrzymaniu poszukiwań. Natomiast tłumaczenie narastającego sceptycyzmu wobec łupków rosyjskim lobbingiem jest dużym uproszczeniem. Przy tym warto pamiętać, że środowisk niechętnych łupkom jest w Europie więcej, wystarczy wspomnieć o lobby atomowym i producentach zielonych technologii.

Co dalej?

Władze w Bukareszcie, Sofii i Pradze wybrały strategię na przeczekanie i wszystko wskazuje na to, że w ciągu najbliższych lat rządy w tych krajach będą w mniej lub bardziej formalny sposób blokować poszukiwania krajowych złóż gazu łupkowego, nie mówiąc o ich eksploatacji. Siłą rzeczy kraje te skutecznie szukają innych sposobów na poprawę bezpieczeństwa energetycznego. Nasi południowi partnerzy kontynuują eksploatację krajowych złóż gazu konwencjonalnego i poszukują alternatywnych wobec gazu źródeł energii.

Warto też pamiętać, że rządy w tych krajach sprzeciwiają się eksploatacji krajowych złóż, ale nie zamierzają forsować zakazu wydobycia gazu z łupków w całej UE i z zainteresowaniem śledzą rozwój sytuacji w Polsce. Sukces wydobycia gazu łupkowego w naszym kraju może wpłynąć w dłuższej perspektywie na zmianę nastawienia Bułgarów, Czechów i Rumunów do łupków. Dużo zależeć będzie też od sytuacji politycznej. Kolejne wybory mogą być okazją do przypomnienia o łupkach i przedstawienia ich w innym świetle.

Autorzy są analitykami w Zespole Środkowoeuropejskim Ośrodka Studiów Wschodnich. Ośrodek opublikował raport ich autorstwa „Problemy z gazem łupkowym w Bułgarii, Czechach i Rumunii", www.osw.waw.pl

Emocje wokół gazu łupkowego w Europie nie słabną i świadczą o tym nie tylko burzliwe dyskusje w Parlamencie Europejskim. Jeszcze ciekawszy przebieg mają łupkowe rozgrywki w Bułgarii, Czechach i Rumunii. W krajach tych przyznanie zezwoleń na poszukiwanie surowca wywołało falę krytyki ze strony aktywistów ekologicznych oraz społeczności lokalnych, rozgrzało scenę polityczną i skłoniło rządy do przyjęcia rozwiązań skutecznie blokujących wiercenia.

Bułgarzy, Czesi i Rumunii w przeciwieństwie do Polski niechętnie patrzą na gaz łupkowy - twierdzą eksperci Ośrodka Studiów Wschodnich

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości